Codzienność

Praca pilota wycieczek – po co mi to było?

Czy praca modelki ma coś wspólnego z pracą pilota wycieczek? Być może Cię zaskoczę, ale – tak. W obu zawodach nieustannie poznajesz nowych ludzi i nie masz pewności, jak rozwinie się Twój dzień. Oba zawody są odpowiednie dla osób lubiących wyzwania, nieprzewidywalność jutra i życie w ciągłym biegu. Oj tak, wspólnym mianownikiem dla obu zawodów jest na pewno pośpiech i bieg. Praca pilota wycieczek to pogoń za turystami. Praca modelki – codzienna bieganina pomiędzy castingami. W modelingu nasza twarz to płótno dla fotografa, w turystyce nasza twarz to czyjeś wakacyjne wspomnienie. W obu zawodach przydają się trzy elementy: cierpliwość, szeroki uśmiech i znajomość języków.

Skąd wziął się pomysł na pilotowanie wycieczek? Szukałam pracy z językami, którą mogłabym pogodzić z licencjatem. Praca w turystyce oferowała elastyczne godziny, sama rozpisywałam swój grafik z miesięcznym wyprzedzeniem. Na moim identyfikatorze widniały trzy języki: angielski, włoski, hiszpański i cieszyłam się, że mogę wykorzystywać je wszystkie (brakowało jeszcze tylko języka japońskiego). Najczęściej zajmowałam się wycieczkami z Hiszpanii oraz Włoch, czyli tymi, które przez cały zespół pilotów uznawane były za najgłośniejsze, najmniej zorganizowane i najbardziej problematyczne.

Podobno niewiele wie o życiu ten, kto nie pracował w gastronomii. Ja dodałabym jeszcze do tego pracę w turystyce. Bardzo lubiłam pilotowanie wycieczek, ale… kto pracował z turystami, ten się w cyrku nie śmieje. Każda wycieczka stanowiła odrębną opowieść, pełną zabawnych anegdot i zaskakujących zwrotów akcji. Zagubieni turyści. Spóźnieni turyści. Turyści na lekkim rauszu. Turyści, którym podczas podróży robiło się niedobrze. Turyści gaduły. Turyści obrażeni.

Każdy dzień pracy w turystyce był przygodą i wyzwaniem. Zaczynał się od spotkania w biurze, gdzie razem z innymi pilotami z zespołu zapoznawaliśmy się z planem wycieczki przy porannej kawie. Po przejrzeniu listy uczestników i omówieniu szczegółów, każdy z nas zabierał swoją listę i wyruszał w miasto. W zależności od tego, jaki cel miała wycieczka, spotykaliśmy się z turystami w ich hotelach albo ustalonych wcześniej miejscach. Ja obsługiwałam w większości wycieczki do Muzeum Auschwitz-Birkenau, gdzie od pewnego momentu pracowałam również jako tłumaczka dla przewodników.

Z perspektywy czasu wspominam tamten szalony okres z rozrzewnieniem. Spotkania z turystami wiele mnie nauczyły i choć zawsze uważałam się za osobę tolerancyjną, jeszcze bardziej otworzyły mi oczy na to, co pozornie obce. Różnimy się sposobem, w jaki artykułujemy dźwięki, ale w ten sam sposób odczuwamy fizyczny ból, śmiejemy się i płaczemy. Im bardziej próbujmy uwypuklić dzielące nas różnice, tym bardziej stajemy się w nich do siebie podobni. Lubiłam rozmawiać z uczestnikami wycieczek, chłonęłam ich odległe, zagraniczne historie. Wyobrażałam sobie miasteczka, z których wyjechali na wakacje, byłam ciekawa, dlaczego wybierali właśnie Polskę. Jednymi z najmilszych wspomnień, jakie pielęgnuję w pamięci są uściski dłoni i słowa podziękowania po zakończonych wycieczkach.

Czteroosobowa rodzina z okolic Nowego Jorku, zafascynowana Polską i naszą historią. Kiedy zapytałam, skąd ta fascynacja, pan P. wyjaśnił, że jest profesorem na znanym uniwersytecie i prowadzi zajęcia o polskiej literaturze. Rozmawialiśmy o Herbercie i Miłoszu, opowiedziałam im o Poświatowskiej. Z zaciekawieniem słuchali o jej walce z chorobą i niespokojnym życiu przy ulicy Jasnogórskiej.

Dwie przyjaciółki z Kuby, których rodzice przed laty uciekli z Tarnowa. Ich twarze pokryte zmarszczkami i roześmiane oczy. „Marta, jak nazywają się te kwiaty?”, pytały, kiedy samochód przecinał kolorowe pola, a ja wymieniałam miękkie, zaokrąglone polskie słowa: chaber, złocień, bławatek, jaskier, kąkol, rumianek. Klaskały w dłonie i mówiły, że mam hiszpańskie imię. Kołysały się na tylnym siedzeniu samochodu, śpiewając za Placido Domingo: „Marta, capullito de rosa, Marta del jardín, linda flor”.

Dziwnie jest pomyśleć, że już ich więcej nie spotkam. Dwóch przyjaciółek z Kuby, rodziny spod Nowego Jorku. Siwego Włocha, który podziękował mi po wyjściu z Brzezinki i ocierając łzy, pytał mnie w swoim języku: dlaczego, dlaczego?

Nie uważam się za osobę z dużym doświadczeniem zawodowym, ale cieszę się, że pracowałam w różnych krajach i sprawdzałam swoje siły w bardzo rożnych zawodach. Każda praca wzbogaciła mnie o nowe doświadczenia i w każdej uczyłam się doceniać to, co najważniejsze: drugiego człowieka.


M.

Previous Post Next Post

You Might Also Like

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments