Obudziło mnie dzisiaj inne powietrze. Choć na koronach drzew maluje wzory słońce, a niebo uspokaja bezchmurnym błękitem, to jednak czuć, że lato ma się ku końcowi, słychać milknące kroki lata. Ucieka od nas w trampkach – jesień stuka obcasami botków. Zaczyna się wieczorne napełnianie kubków herbatą, przykrywanie nóg kocem i czerwony z zimna nos.
Dokładnie tydzień temu miałam przyjemność pracować z niesamowitą ekipą przy sesji testowej. Zdjęcia robiliśmy w studio Huśtawka znajdującym się na warszawskiej Woli. Bardzo wczesna pobudka zaowocowała brakiem czasu na porządne śniadanie, dlatego wrzuciłam do torby paczkę orzechów, suszonej żurawiny i banana, by nie opaść z sił po pierwszej (z licznych) stylizacji.
Na miejsce stawiłam się parę minut przed czasem, gdyż najbardziej na świecie nienawidzę spóźniać się do pracy. Umarłabym chyba ze wstydu, każąc na siebie czekać całej profesjonalnej ekipie.
Tematyka sesji? Futurystyczny minimalizm 😉
Stylista spisał się na medal i przytachał na sesję kilka wielkich toreb, po brzegi wypełnionych ubraniami i dodatkami od polskich projektantów. Stylizacji mieliśmy wiele, a każda na swój sposób intrygująca i wyjątkowa. Pomysłów na makijaż było na początku sporo, ale ostatecznie stanęło na mocnym podkreśleniu oka i ciemnym kolorze ust. Fryzura? Czarna peruka, którą nasza utalentowana makijażystka stopniowo skracała do kosmicznie postrzępionych form. Szalenie ciekawym doświadczeniem okazała się taka całkowita, jednodniowa zmiana koloru i długości włosów!
Fotografka, Agata Mayer, dokładnie zapoznała mnie ze swoimi pomysłami odnośnie sesji, pokazała inspiracje dotyczące pozowania, wytłumaczyła, jaki efekt końcowy chciałaby uzyskać. Dzięki tym wskazówkom szybko znalazłyśmy wspólny język po obu stronach obiektywu i nie traciłyśmy zbędnego czasu przy każdej stylizacji. Agata to niezwykła artystka, wnosząca na plan zdjęciowy pewien osobliwy rodzaj magii. Profesjonalna, pewna swojej wizji, skoncentrowana, a zarazem ciepła i otwarta. Współpraca z nią to inspirujące doświadczenie dla każdej modelki.
Samo pozowanie było dla mnie wielką frajdą, gdyż mogłam powyginać się na wszystkie strony, proponować dziwne figury, przechylać się, rozkraczać – jednym słowem cudować i to do granic możliwości!
Jedynym problemem i niemałym wyzwaniem okazało się pozowanie z przywiezionymi aż z Poznania kociakami… Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia ze sfinksem, czyli kotem całkowicie pozbawionym sierści. Z początku niesamowicie ciężko było mi utrzymać maluchy na rękach – miauczały wniebogłosy i wyrywały się, drapiąc mnie po rękach. Zaczęłam się stresować, a koty jeszcze bardziej… Największą przeszkodą okazały się doczepione wcześniej tipsy, gdyż bałam się, że przebiję nimi cienką skórę zwierzęcia. Po ściągnięciu sztucznych paznokci poszło znacznie lepiej – koty się uspokoiły i zaczęły pozować niczym profesjonalni modele 😉
Raz jeszcze dziękuję całej ekipie!
Super;-)
Ostatnie zdjęcie mistrz!
moje ulubione kotki <3
świetna sesja, podoba mi się! a taki kot marzy się mojej mamie :D:D
te koty musiały chyba być specjalnie tresowane aby dać tak czadu na sesji:)
Świetny backstage!
Na wstępie spodobały mi się słowa, w których opisałaś nadchodzącą jesień, a później zaczęłam się zachwycać sesją, bardzo ciekawy efekt z tymi pozującymi kotami!
Dona
Super!!!:)
Wyglądasz rewelacyjnie! Strasznie podoba się się Twój blog!
Zapraszam
http://www.femmfashion.blogspot.com
Pomysł na sesję rzeczywiście ciekawy, myślałam, że na śmiesznej peruce się skończy (dla mnie ta peruka jest i będzie śmieszna), przeczytałam dalej – koty, łiiii… Ale sfinksy? Kurczaki, jestem największym fanem futerkowców, więc akurat ta rasa mi nie podchodzi.
I faktycznie, spóźnianie się do pracy jest koszmarem. Również lubię być o czasie, a najlepiej wcześniej.