Mieszkanie babci i dziadka. Stare osiedle. Stare, nieładne bloki. Dziadek schodzi do piwnicy z pustym wiaderkiem, wraca z wiaderkiem wypełnionym węglem, który ląduje w kaflowym piecu. Huśtam się na huśtawce – zawieszonej na dwóch metalowych hakach między kuchnią a salonem. I wymyślam odległe światy, wymyślam bajki, historie. Huśtawka skrzypi, dziadek czyta gazetę, babcia krząta się w kuchni. Pachnie. Pachnie z kuchni, pachnie spokojem, pachnie bezpieczeństwem, domem. Martuniu, mówi babcia. Czekam, aż przyjdzie S.
Wchodzimy pod stół, stół to nasza baza, magiczna kryjówka, schron. U góry rozmowy rodziców, stukanie kieliszków, zapachy. Zapachy nad nami, nad nami stół z kompotem, modra kapusta, rolady, parujące kluski śląskie. Po obiedzie maszkiety. Czasem tata i wujek rozmawiają po śląsku, śmiejemy się, śląski jest śmieszny, lubimy go słuchać. To trochę nasze dzieciństwo, trochę jesteśmy Ślązaczki, osiedle w Piekarach Śląskich to trochę mój dom.