Post próbny w celu sprawdzenia, czy jeszcze potrafię pisać.
25 lutego napisałam w pamiętniku:
Co mówić, kiedy brakuje słów? Kiedy słowa nie wystarczają? Strach, którego nie powinno być. A jest. Boję się mówić, bo potrzeba nam słów ważnych, rozważnych, pomocnych. Odpowiednich. Boję się mówić, ale nie mogę milczeć. Milczeliśmy zbyt długo.
Nie potrafię się skupić. Na niczym. Na nikim. Na książce, na muzyce, a wczoraj – na pracy. Siedzę w kawiarni i samo bycie tutaj wydaje się abstrakcyjne. Może nawet – nieprzyzwoite. Co jakiś czas odsłuchuję wiadomości od P., a pomiędzy nimi – przysłuchuję się ludziom. Tak, rozmawiają o wojnie. Pijąc kawę. Jedząc ciasta. Normalne życie – jeśli przymiotnik normalny ma jeszcze jakieś znaczenie.
Dwa lata temu, w lutym, świat, który znaliśmy – pękł. Od tamtej chwili pęknięcie świata nieustannie się powiększa. To, co pamiętam z dawnych, „bezpiecznie nudnych” czasów wydaje się dziś luksusem. Wolność, beztroska, bezpieczeństwo. Czy na to zasługujemy?