T. przekręca kluczyk w stacyjce i ucisza silnik. Wnętrze samochodu oświetla teraz tylko pobliska latarnia i migający na siedzeniu pasażera telefon. Sięga po niego, przeciera twarz dłońmi i spogląda na ekran. Ostatni SMS, jeszcze ciepły od emocji. Przez chwilę głaszcze ekran telefonu, jakby dotykał jej włosów – ułożonych w pośpiechu, pachnących pierwszym jesiennym mrozem. Odwraca wzrok w stronę eleganckiego domu po drugiej stronie ulicy. Metodą prób i błędów nauczył się odpowiednio parkować: tak, by z bezpiecznej odległości rejestrować ruch w oknach, ale nie wzbudzać podejrzeń wśród ciekawskich przechodniów. Z kieszeni kurtki wyciąga słuchawki i podpina do telefonu. Muzyka rozlewa się w głowie T. łagodną melancholią. Nie, to nie jest przygnębienie. Raczej zmęczenie czekaniem. Na coś, co wydarzyło się do tej pory tylko w ich wyobraźni.
W domu po drugiej stronie ulicy zapala się światło w kuchni. Kobieca sylwetka wyłania się zza rozsuniętych żaluzji. T. odruchowo przybliża twarz do szyby, przesuwa po niej dłonią. Myśli o tym, jak bardzo chciałby być teraz w tym domu. Kobieta wspina się na palce i otwiera drzwi zawieszonej pod sufitem szafki. On już wie, że wyciągnie butelkę wina i dwa pękate kieliszki. Ich ulubione preludium do każdego wieczoru – poczucie winy zagłuszane muzyką, zatapiane w alkoholu. T. obserwuje jej szczupłe ramiona walczące z korkociągiem i przez chwilę myśli o tym, żeby wysiąść i pomóc. Idiota, karci się w duchu i odwraca głowę. Kiedy znów spogląda w okno, widzi już ich oboje.
T. wychodzi z samochodu i opiera się o maskę. Chce odpalić papierosa, ale zapałka ciągle gaśnie. Przeklina pod nosem i podnosi kołnierz kurtki. Listopadowy wiatr smaga go po twarzy, rozrzuca liście po całej ulicy. T. udaje się w końcu zatrzymać ogień na tyle długo, by utopić w nim końcówkę papierosa. Zamyka oczy i zaciąga się głęboko. W domu po drugiej stronie ulicy słychać teraz muzykę. T. sięga do kieszeni i wyciąga telefon. Ostatni SMS uparcie przypomina o sobie na ekranie. Gdyby tak słowa dało się kasować jak wysłane wiadomości, oddać pamięć do pralni i wyczyścić ze wspomnień. Rozdrapywanie przeszłości, dzielenie jej na kawałki – tę umiejętność oboje opanowali do perfekcji.
Papieros upada na ulicę, T. przygniata go butem. Zamyka samochód, chowa telefon do kurtki. Przechodzi na drugą stronę ulicy, staje pod krzywą latarnią. Listopadowy wiatr rozwiewa mu włosy, wdziera się pod koszulę. Kiedy idzie wąską ścieżką przecinającą trawnik, rozpoznaje dźwięki dobiegające zza drzwi wejściowych. Ich muzyka – no tak, myśli T., nie mogło być inaczej. Staje przed drzwiami i przez chwilę nie jest pewien, co zrobić. Nieważne. Przyciska guzik dzwonka. Musi ją dziś zobaczyć.
Drzwi otwierają się powoli, wypuszczając smugę światła.
– W czym możemy panu pomóc?
Nieufne spojrzenie mężczyzny. Za jego plecami otwarte zdziwieniem oczy kobiety z winem. T. widzi jak kieliszek niebezpiecznie drży w jej dłoni. Widzi też, jak kobieta delikatnie kręci głową.
– Pomyliłem domy. Przepraszam. Szukam innego numeru.
Jedno krótkie spojrzenie przeciągnięte w nieskończoność. Mężczyzna kiwa głową i życzy mu dobrej nocy. Drzwi zamykają się stanowczo, pochłaniając światło. T. odwraca się, wyciąga kluczyki, otwiera samochód. Przechodzi przez ulicę i wsiada do środka. Wkłada do uszu słuchawki, bierze do ręki telefon, przeciera twarz dłońmi i spogląda na ekran. Ostatni SMS. Jeszcze ciepły od emocji. Dwa piekące w oczy słowa. Osiem liter. „To koniec.”