28 stycznia 2008, Tokio
Siedzę na łóżku, popijam gorącą kawę z mlekiem, próbuję skupić się na fizyce. Za parę godzin moi rówieśnicy zsuną z łóżek rozespane stopy, w zatłoczonych autobusach rozpoczną nowy dzień. Na pierwszej lekcji rozprostują senne myśli i powrócą w stan szkolnego zasępienia. Muszę teraz na bieżąco wypytywać K. o kartkówki, prace domowe i sprawdziany. Muszę odnaleźć w sobie siłę, by choć 30 minut dziennie poświęcić książce innej niż Tokarczuk. Muszę. Muszę. To tak cholernie trudne.
5 luty, wtorek
Ostatnim razem tak dużo i często śmiałam się w Nowym Jorku. Pierwszy casting dopiero o 16:30, ale konieczność zadzwonienia do agencji o drugiej znacznie ogranicza moje ewentualne plany na dzisiejszy dzień. Rano wypiłam kawę, zjadłam jabłko, banana, dokończyłam temat o Ottonach, pozmywałam naczynia gromadzone w zlewie od tygodnia. Dalej tkwię w dołku bezrobocia, ale piątkowa rozmowa z szefową agencji przynajmniej w pewnym stopniu pomogła mi się rozchmurzyć. Cieszy mnie to miasto, cieszy bycie tutaj, a jednocześnie mój umysł i ciało krępują węzły stresu. Dziewczyny są wspaniałe, przyjaźnie nastawione, chociaż każda ma poczucie, że jest dla drugiej konkurencją.
Zabieram aparat, wychodzę na spacer. Przynajmniej na 30 minut.
8 luty, piątek
Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie tu nigdy nie być, że mogłabym dalej żyć, nie znając tutejszych przyjaciół, że mogłabym podziwiać świat, nie zasmakowawszy Japonii. Wśród tych ludzi, w tym mieście o stu twarzach czuję się wspaniale. Nabieram do płuc przyjaźni – świeżej, czystej, pięknej, pomagającej uwierzyć, że wciąż nadaję się do lubienia. Oprócz kawy z mlekiem, suszonych owoców i awokado, uzależniłam się od wolności, swobody jedzenia, elastyczności czasu nauki.
Wczorajszy dzień obdarzył mnie uczuciem dziecięcej świeżości, z najprostszych radości wydobył głębię i sens. Było mi tak dobrze – w zoo, razem z K., podjadając suszone mango i truskawki. Za niczym nie tęskniłam, zapomniałam o problemach, świeciło słońce, robiłam zdjęcia, podskoczyłam z wrażenia na widok żywej pandy. „Czy rok temu uwierzyłabyś, że będziesz spacerować po japońskim zoo, oglądając pandę, słonie i pingwiny?” – spytała mnie wczoraj K. Uśmiechnęłam się tylko i pomyślałam, jakie to szczęście, że nikt nigdy nie przepowiedział mi przyszłości.
Słodka panda 😀
Tokio jest naprawdę piękne 🙂
jaka słodka panda, świetne zdjęcia 😀
Muszę przyznać, że zagubił mi się gdzieś twój blog, ale już go odnalazłam i zabieram się za nadrabianie zaległości 😉 To, co piszesz jest naprawdę interesujące. Miła odmiana po tych wszystkich blogach, gdzie praktycznie nie ma żadnej treści.
super zdjęcia i świetny blog!
zapraszam do mnie: fashionfobia.blogspot.com
to jak tam wyjezdzalas nie mialas nagranej pracy? odwazna jestes:)
pozdrawiam
ewa
Chyba muszę poświęcić Twojemu pytaniu kolejny post, bo czasem dla mnie coś oczywistego oczywiste nie jest – cieszę się, że o to spytałaś 🙂
Panda to jest coś!
Witaj,
Otrzymałaś od mnie nominację/nagrodę Versatile Blogger! Szczegóły u mnie 🙂
Dziękuję bardzo! 🙂
Niezapomniane wspomnienia 🙂
swietny blog, piękne zdjecia
zapraszam do mnie
obserwujemy?
wspaniałe wrażenia:* a panda jest przesłodka;*
♥
pozdrawiam:*:*
OLA
Ta panda jest świetna !
Czytanie Twoich wspomnień – bezcenne 🙂
no przeżycia na całe życie 🙂
cudowna przygoda .swietne zdjecia
Piękne