Miałaś ładny dzień?
Tak, nie najgorszy. Wstałam prawą nogą – zawsze staram się schodzić z łóżka świadomie, dzięki czemu już od samego rana przeganiam demony. Za oknem było jeszcze ciemno i coś na kształt mgły oplatającej latarnie.
Smog?
Pewnie tak. O tej porze roku to zupełnie normalne. Zaparzyłam w kuchni kawę przy zgaszonym świetle i spróbowałam porozciągać wciąż zaspane mięśnie. Wiesz, nie mam nawet trzydziestu lat, a już bolą mnie plecy. Wraca też uparcie ból w klatce piersiowej.
To poważne?
Podłoże stresowe. Tak twierdzą lekarze. Kawa trochę pomogła na zaklejone oczy – o szóstej rano w poniedziałek z niewielu stron można szukać pomocy. Ciepły prysznic, śniadanie, czarna mascara na rzęsy, lekki róż na policzki i czerwień na wargi. Jak zwykle wybiegłam z mieszkania w pośpiechu.
Spóźniłaś się?
W ostatniej chwili dobiegłam na przystanek. Wiesz, ja zawsze wychodzę zbyt późno i potem ciągle biegnę. Do szkoły, na studia, do pracy. Kierunek nie ma znaczenia. Tym razem po raz kolejny wpadłam do tramwaju zziajana. Udało mi się usiąść – to ma wielkie znaczenie dla niemarnowania czasu podczas podróży po mieście. Nałożyłam na uszy słuchawki i odpłynęłam z dźwiękiem.
Zasnęłaś?
Nie. Przeniosłam się w inne miejsce. To najpiękniejsze, co ze zmęczonym umysłem może zrobić muzyka – pozwala na całkowicie realną ucieczkę. Inni pasażerowie i odgłosy miasta przestają mieć znaczenie. Zamykam oczy i jeśli się bardzo postaram, odnajduję ciebie.
Mnie?
To kolejna cecha muzyki – dzięki niej podróżujemy w czasie. Wiesz, wystarczy kilka dźwięków, żeby uwypuklić najgłębszą tęsknotę.
To mądre?
Sama nie wiem. Trochę bolesne na pewno. Ale bólowi niejednokrotnie towarzyszy w życiu piękno.
Co było później?
Później szłam spacerem od przystanku do pracy. Zaczął padać deszcz, a ja oczywiście nie miałam parasolki. To był ciepły, miły deszcz, pomimo brzydkiej pogody. Zresztą, nie ma czegoś takiego jak brzydka pogoda – są tylko brzydkie słowa, którymi możemy ją określić. W biurze rozgrzałam się od razu gorącą herbatą i zamieniłam kilka zaspanych słów z siedzącą obok mnie koleżanką.
Lubisz ją?
Jasne. Wiesz, ja staram się lubić każdego człowieka. Bez względu na to, czy pochodzimy od małpy czy od Boga – jeśli się dobrze przypatrzysz, dostrzeżesz w ludziach piękno.
Wszystkich?
Czasami jest bardzo skutecznie przykryte.
Czym?
Samotnością, żalem, smutkiem. Zawodem. Rozgoryczeniem. Życie zostawia nam na sercu nieusuwalne blizny, a przecież każdy z nas urodził się potrzebującym ciepła dzieckiem. Dlatego lubię ludzi. Podchodzę do nich z ufnością.
Pracę też lubisz?
Praca potrafi być męcząca. Popełniam w niej błędy, ale wyciągam z nich lekcje i próbuję się uczyć codziennie nowych rzeczy. Przykładam się – zawsze się przykładałam – do wszystkiego, co robię. Zależy mi na byciu uważną, sumienną, skupioną.
Co robiłaś po pracy?
Pożegnałam biuro uśmiechem. Życzyłam wszystkim dobrego popołudnia. Część drogi do domu pokonałam spacerem.
Padało?
Przestało. Zza ciężkich od deszczu chmur wychyliło się słońce. Zatrzymałam się przy ulubionej kawiarni i kupiłam kawałek ciasta na śniadanie. Później wsiadłam do tramwaju i wyciągnęłam książkę. Przeczytałam tylko kilka stron, ale uważnie, świadomie. Zrobiłam zakupy na kolację. Wybrałam czerwone wino.
Byłaś zmęczona?
Tak, ale w bardzo prosty sposób szczęśliwa.
Co robiłaś w domu?
Pisałam, czytałam. Zjadłam dobrą kolację. Trochę się porozciągałam.
To wystarczyło do szczęścia?
Dzisiaj – oczywiście. W poniedziałki nie wymagam od życia zbyt wiele.
Co teraz robisz?
Przeżywam i myślę. Próbuję jak najpełniej i jak najdokładniej smakować każdą chwilę.
Nawet w taki dzień?
A czym on się różni od pozostałych? Wiesz, ze smutkiem jest jak z radością – zależy od nas samych.