W ostatnich tygodniach media obiegły zdjęcia najnowszej kampanii Victoria’s Secret, zatytułowanej chwytliwie „All-new – and all about you”. Marki Victoria’s Secret nie trzeba chyba nikomu przedstawiać – na ich pokazy mody z zapartym tchem czekał co roku cały świat modelingu, a nobilitacja w postaci przyczepionych do skąpej bielizny skrzydełek anioła marzyła się każdej początkującej modelce. Aniołki są śliczne, słodkie i seksowne. Ich wysportowane, jędrne ciała przeszły już do historii jako „Victoria’s Secret body” – niedościgniony wzór do naśladowania. Od wielu lat marka pozostawała wierna swoim różowo-skrzydlatym schematom, aż nagle zapadła decyzja o odświeżeniu wizerunku i obraniu nowego kursu.
Nowa kolekcja Victoria’s Secret, której hasło przewodnie brzmi „All-new – and all about you”, skierowana jest do wszystkich kobiet, a to oznacza, że znajdą się w niej komplety zarówno dla szczupłych pań jak i tych o nieco pełniejszych kształtach. Bo każda kobieta, bez względu na jej rozmiar, zasługuje na poczucie pewności siebie, wygody i piękna. Przykład rebrandingu Victoria’s Secret pokazuje, że marki muszą się zmieniać wraz ze zmieniającymi się oczekiwaniami klientów, muszą przestać udawać, że jest jeden kanon piękna. Długonoga blondynka z talią osy pozostaje jedynie niedoścignionym i oderwanym od rzeczywistości wzorem, do którego kobiety nawet nie chcą dążyć. Teraz chcą widzieć w reklamach swoje lustrzane odbicia i na takiej podstawie dokonywać decyzji zakupowych. ŹRÓDŁO
Ja podchodzę do tej – estetycznie niezwykle udanej – kampanii z dużą dozą dystansu. Chyba zbyt często słyszałam o gruntownych zmianach, jakie miały zrewolucjonizować hermetyczny świat mody. Ogromne kary pieniężne nakładane na agencje, które zatrudniają zbyt młode modelki, a przed pokazami nie kontrolują stanu zdrowia swoich wychudzonych podopiecznych. Usunięcie ze sklepowych wystaw nienaturalnie szczupłych manekinów i zastąpienie ich powiększoną o kilka rozmiarów sylwetką – tak, by przypominały „prawdziwe” kobiety. I właśnie tutaj mój, wyczulony przez lata pracy w modelingu, mózg wyłapuje zgrzytliwy dysonans.
Nie znoszę określenia „prawdziwa kobieta” równie mocno jak Włosi ananasa na pizzy. Jeśli istnieją kobiety prawdziwe i normalne, to kim są do cholery te pozostałe dziwadła? Czy nieprawdziwe kobiety to jakieś postaci z bajek – które nigdy nie słyszały o wyprzedażach w Zarze? Czy za kobietę nienormalną trzeba by uznać tę, która o marce Victoria’s Secret może i kiedyś czytała, ale nigdy nie byłoby jej stać nawet na koronkowe stringi? Doceniam trud, jaki zespół Victoria’s Secret włożył w przygotowanie kampanii „All new”, ale nie kupuję tego nagłego powiewu świeżości i nowego rozdziału pisanego przez markę.
Nie macie wrażenia, że wielkie koncerny na siłę chcą nam pokazać, że możemy się różnić? I że możemy się lubić, pomimo tych różnic? Tak, jakby kobietom co jakiś czas wypadało przypomnieć, że każda z nas ma prawo do wolności – i luksusowych majtek.
Zbierzmy na jednej fotografii ponętne Mulatki, Azjatki, rudzielce, blondynki, brunetki – ach, nie może również zabraknąć ciemnoskórej modelki! Teraz jeszcze tylko przygładzimy Photoshopem i voilà – otrzymujemy najprawdziwszą różnorodność! Byle tylko nie przeholować z większymi rozmiarami – te o pełniejszych kształtach staną z boku i z tyłu.
Victoria’s Secrect, podobnie jak przed laty Unilever i jego „Kampania na rzecz prawdziwego piękna Dove”, wypływają na rozkołysane wody kobiecego umysłu, by odpalić flarę wiedzy i wskazać kierunek. Wow, jak fajnie, że ktoś w końcu pomyślał o wszystkich kobietach. Wow, nareszcie ktoś zauważył, że nie każda z nas nosi rozmiar zero. No brawo. Chapeau bas. Wypada bić pokłony. Dzięki, wielkie koncerny. Bez was nigdy byśmy tych subtelnych różnic nie wyłapały.
Wszystkie odcienie skóry. Wszystkie kolory włosów. A gdzie twarze, na których upływ czasu namalował pierwsze zmarszczki? Gdzie sine kręgi pod oczami u niewyspanych matek? Gdzie tatuaże, które opowiadają najważniejsze historie? Gdzie siniaki, przypominające, że nie zawsze bywa dobrze? Gdzie przerzedzone włosy, przegrywające nierówną walkę z hormonami? Gdzie nagie głowy, dla których grzebienie są wyłącznie wspomnieniami?
Zupełnie szczerze – wcale nie przeszkadzały mi cukierkowe kampanie, na których aniołki z idealnymi lokami prężyły smukłe ciała. Taki był profil marki – spójny i konsekwentny. Lubię aniołki i zawsze kibicowałam naszej polskiej reprezentacji. Modelki Victoria’s Secret mogą chodzić za kulisami pokazu w różowych szlafrokach, ale wierzcie mi – te dziewczyny nie są głupie i dobrze wiedzą, co robią. Udział w pokazie najbardziej rozpoznawalnej marki bieliźnianej od lat przynosi ogromny prestiż – modelkom i agencjom. Dużo łatwiej jest rozwinąć skrzydła w modelingu, mając na plecach skrzydła z logo Victoria’s Secret.
Tak, jesteśmy inne. Każda z nas wyraża swoje piękno w najdoskonalszy sposób. Nosimy duże gacie – bo tak nam wygodnie. Nosimy ledwo widoczne stringi – bo w nich czujemy się seksownie. Nosimy staniki, które zawyżają obwód piersi – i komu to przeszkadza? Nie nosimy staników – i chwała nam za to. Miło, że wielkie koncerny główkują nad najlepszym sposobem dotarcia do „prawdziwych” kobiet – nie tylko tych, które reklamują bieliznę w czasopismach modowych. Miło, że decydują się mówić o konieczności zmian wizerunku i robią krok w dobrą stronę. Szkoda tylko, że jak zwykle robią to tak łopatologicznie: hej, kobiety, wszystkie jesteście piękne, a my kochamy was wszystkie.
Kiedyś sztuka, dzisiaj media promują określony kanon urody – proces zmian jest długotrwały i na pewno nie zakończy się na jednej kampanii. Bez względu na to, gdzie na co dzień kupujemy bieliznę, wszystkie jesteśmy aniołkami – i jesteśmy prawdziwe.
M.
A skąd ma wychodzić ta inicjatywa zmiany, jeśli nie właśnie od wielkich koncernów? To duże marki, karmiące nas od lat jedynym prawdziwym ideałem kobiecego ciała w rozmiarze 34 mają na sumieniu nasze kompleksy. Zgadzam się Tobą, że określenie „prawdziwa kobieta” jest niefortunne, ale mimo wszysystko cieszę się, że Victorias Secret wychodzi ze swojej hermetycznej bańki modelek w rozmiarze XS. „Aniołki” to piękny obraz, ale niestety szkodliwy, bo stawiany przed naszymi oczami codziennie po prostu kształtuje naszą rzeczywistość i standardy. Potrzebujemy więcej różnorodności w kampaniach reklamowych i całej popkulturze i nawet, jeśli marki wprowadzają te zmiany pokracznie i z błędami, to… Czytaj więcej »