Browsing Tag

Modeling

Modeling

Zimno

To już trzecia kawa. Intensywna, gorąca, paruje w kubku trzymanym zmarzniętymi dłońmi. Jestem zwierzęciem ciepłolubnym i pogoda za oknem przyprawia mnie o gęsią skórkę, nawet wtedy, gdy obserwuję świat przez okno mojego pokoju. Zimno panoszące się na ulicach miast podsunęło mi pomysł na tekst o pozowaniu w ekstremalnych warunkach. Kochane dziewczyny, jeśli marzycie o karierze modelki, przygotujcie się na zimno. Zimno w najczystszej postaci, ziąb przeszywający ciała bez skrupułów i litości. Nigdy nie doświadczyłam zimna tak intensywnie, jak podczas pracy przy sesjach zdjęciowych. Być może wydaje się to błahostką w porównaniu z samodzielnym podróżowaniem po największych miastach świata i radzeniem sobie w sytuacjach stresowych – na castingach czy pokazach.

Continue Reading

Uncategorized

Newsy

Wielu z Was pytało mnie, dlaczego zakończyłam swoją przygodę z modelingiem. Powodów było dużo, między innymi brak czasu spowodowany dostaniem się na bardzo trudne i wymagające studia. Rozpoczęcie pracy nad blogiem – przypominanie sobie wszystkiego, co przeżyłam, ludzi, których poznałam, zdjęć, które zrobiłam – dało mi do zrozumienia, że mocno się za tym światem stęskniłam i że chciałabym dać samej sobie ostatnią szansę. 21 lat to kiepski wiek na rozpoczynanie kariery, jednak ja mam już za sobą czteroletnie doświadczenie w modelingu. Kiedyś byłam gotowa poświęcić tej pracy prawie wszystko. Teraz mam inne priorytety, zaczynam pisanie pracy licencjackiej. Mimo to nie umiałam odmówić sobie przyjemności z powrotu do zawodu modelki po ponad dwuletniej przerwie 😉 Póki co pragnę skupić się na ulepszaniu portfolio i pracy w Polsce. Co później? Czas pokaże, gdzie mnie popchnie życie. 
Zdecydowałam się na „świeżą” agencję, która na rynku funkcjonuje dopiero niecały rok. Zależało mi na tym, by agencja dostosowała się do mojego planu zajęć, by nie próbowała nigdzie wysyłać na siłę, zanim nie dokończę swoich studiów (a to stanie się mam nadzieję w czerwcu). Wiele dziewczyn szukając agencji kieruje się liczbą topmodelek na stronie oraz stażem pracy bookerów. I bardzo dobrze. Denerwuje mnie jednak krytyka nowo powstających agencji i szufladkowanie ich jako tych „słabych”. Zarówno D’Vision, Model +, jak i wszystkie inne czołowe agencje również stawiały kiedyś pierwsze kroki na polskiej scenie modelingu, dlatego uważam, że każda kandadatka na modelkę musi sobie najpierw ustalić własne, bardzo osobiste cele i priorytety, nie sugerując się opinią innych, także tych „po fachu”. To, co wyróżnia agencje modelek to przede wszystkim szczera, przyjazna atmosfera, profesjonalne podejście i zaangażowanie w promocję swoich podopiecznych. Duże agencje rządzą się swoimi prawami. W wielu z nich na stronie wisi po kilkanaście dziewczyn, które wcale nie pracują. Wysokie mniemanie o swoich możliwościach może często prowadzić do traktowania dziewczyn „z góry” i bardzo przedmiotowo. W agencji, z którą mam możliwość teraz współpracować nie odczuwa się żadnej presji, nie ma się poczucia, że każdy każdego ocenia i segreguje. Moim zdaniem A S ma duże szanse na rozwinięcie skrzydeł. Na to jednak zawsze potrzeba czasu i ja ten czas z wielką radością im poświęcę 🙂 
Powrót do modelingu oznacza powrót do idealnej sylwetki, która niestety wraz z wiekiem coraz bardziej się zaokrągla. Taka kolej rzeczy… Dlatego też od dnia dzisiejszego wspieram w wysiłkach wszystkie aspirujące modelki, walczące ze zbędnymi centymetrami.
Moje aktualne wymiary to: 78-60-93. 
Cel: 88-89 w biodrach.
W związku z powyższym planowany od jakiegoś czasu cykl na temat zdrowego trybu życia i moich ulubionych potraw pojawiać będzie się na pewno częściej i w bardziej rozbudowanej wersji. Mam nadzieję, że zarówno Wasze, jak i moje wysiłki niedługo się opłacą i osiągniemy wyznaczone cele!
Pragnę jeszcze zaznaczyć, że charakter bloga nie ulegnie zmianie. Dalej będę wspominać, doradzać, dzielić się z Wami fragmentami moich starych pamiętników.
 
Poniżej link do strony mojej nowej agencji:
oraz naszego fanpage’a na facebooku:
 KLIK
 A na koniec mam dla Was jeszcze sesję z japońskiego magazynu SPUR:


Jestem ciekawa, co sądzicie na temat podjętej przeze mnie decyzji!
 Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze.
Uncategorized

Tokio part 3

Po kilkunastogodzinnej podróży i zgubnym wpływie, jaki wywiera na organizm jet-lag, czyli zespół nagłej zmiany strefy czasowej (między Tokio a Warszawą jest 8 godzin różnicy) marzyłam jedynie o wyprostowaniu zmęczonych nóg na łóżku i odpłynięciu w błogi, relaksujący sen. Jednak agencja miała wobec mnie inne plany. Zaraz po tym, jak manager, który odebrał mnie z parkingu Ana Hotel, wpakował moje walizki do bagażnika, wręczył klucze i kopertę z najważniejszymi informacjami (m.in. adresem agencji i mapką, jak do niej dotrzeć od apartamentu, w którym miałam mieszkać) dowiedziałam się, że spać nie pójdę jeszcze przez najbliższe parę ładnych godzin, gdyż mamy przed sobą 13 castingów do objechania i na żaden nie możemy się spóźnić. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze kilka innych dziewczyn z agencji i tak załadowanym samochodem ruszyliśmy w neonowe wnętrzności Tokio. 
Wsiadając do samochodu na parkingu Ana Hotel miasto witało mnie chłodem poranka. Kiedy wysiadałam z niego około 23 w nocy – zmroziło zimnem. Jeden z najbardziej męczących dni w moim życiu dobiegał końca, ale nie był to absolutnie powód do radości. Okazało się, że w mieszkaniu, do którego przydzielono mnie i K. (również Polkę, na dodatek w moim wieku) nie działa ogrzewanie i nie ma ciepłej wody. Całą pierwszą noc przesiedziałyśmy w kurtkach, szalikach i czapkach, a włosy rano myłyśmy w misce zagotowanej na kuchence wody (z kuchenką zresztą też były spore problemy). Rano wybrałyśmy się na zakupy do pobliskiego marketu. Pragnąc popróbować słynnego japońskiego jedzenia, wyszukiwałyśmy na półkach interesujące kształty, kolory i opakowania, ni w ząb nie rozumiejąc, co wsadzamy do koszyka z zamiarem spałaszowania na śniadanie. Byłyśmy bardzo głodne, więc „kupowałyśmy oczami”, jednak po dotarciu do domu okazało się, że 90% wybranych przez nas produktów nie nadaje się do jedzenia – przynajmniej nie dla dwóch 17-letnich Europejek, przyzwyczajonych do bułki i jajecznicy lub płatków z mlekiem na śniadanie. Wyrzuciłyśmy wszystko, oprócz tak swojsko wyglądających serków KIRI… Dopiero później booker poinstruował nas, w jaki sposób należy włączyć ogrzewanie w mieszkaniu, abyśmy już więcej nie musiały spać w zimowych  kurtkach.
Następnym punktem programu było odnalezienie agencji. Mieszkałyśmy w dzielnicy AzabuJūban czyli jakieś 30 minut spacerkiem od naszego celu na mapce. W Tokio agencje zawsze przekazują dziewczynom specjalne, rozrysowane przez nich mapki, na których zaznaczone są punkty orientacyjne, takie jak Starbucks, sklep 7eleven, poczta, salon karaoke, bar sushi itp.

Uzasadnienie konieczności rysowania mapek jest proste, choć zaskakujące dla
cudzoziemca. Otóż w Tokio, mieście, które jest tak wielkie, że nie
wiadomo, gdzie się kończy, a gdzie zaczyna, ulice nie mają nazw. Nadaje
się je tylko wielkim arteriom albo głównym pasażom handlowym, a cała
reszta pozostaje bezimienna. Ulice nie mają również numerów i w ogóle
nie są punktem odniesienia. Zamiast tego miasto podzielone jest na
jednostki administracyjne, coraz mniejsze kwadraciki, w których
zagubiony wędrowiec szuka właściwego miejsca aż do momentu, gdy po
prostu musi zapytać o drogę. Im bowiem bliżej celu, tym zadanie
trudniejsze. W związku z tym w Tokio – co prawdopodobnie czyni je
wyjątkowym w skali światowej – to pasażer taksówki zobowiązany jest
wiedzieć, jak dotrzeć do danego miejsca, a nie jej kierowca. (…) W Tokio można bardzo szybko zorientować się w doskonałym systemie
publicznego transportu i trafić na każdą stację, ale droga od stacji do
domu, w którym nigdy się nie było, nie jest już taka prosta. Brak nazw ulic i dodatkowe pułapki z numerami domów sprawiają, że mapy i
mapki są praktyczną koniecznością codziennego życia w Tokio. W każdej
księgarni można znaleźć dział poświęcony mapom Tokio, gdzie leżą do
wyboru propozycje konkurencyjnych wydawnictw, starających się
przyciągnąć klientów barwnymi okładkami i obietnicą przejrzystości.
Wizytówki wszystkich tokijskich firm, restauracji i innych instytucji
oprócz adresu mają narysowany plan, aby potencjalni klienci mogli do
nich trafić. Mapki towarzyszą też reklamom sklepów, klinik, zakładów
kosmetycznych czy obiektów sportowych i drukowane są na przykład na
opakowaniach chusteczek higienicznych, codziennie rozdawanych na ulicach
i przy wejściu do metra.

(Fragment pochodzi z książki Joanny Bator pt. „Japoński wachlarz. Powroty”)

W związku z powyżej opisanymi problemami poruszania się po Tokio, japońskie agencje wożą dziewczyny na castingi – w Europie czy Stanach same biegamy po mieście z książką w ręku i obcasami w torbie. Może się to początkowo wydawać przyjemne, jednak wyobraźcie sobie, że przez 8-9 godzin dziennie siedzicie wciśnięte między inne dziewczyny (w jednym samochodzie agencja potrafi upchnąć nawet siedem modelek naraz), jeżdżąc nie tylko na swoje, ale też ich castingi (jeśli my akurat nie mamy danego castingu, zostajemy w samochodzie i czekamy, aż inne skończą – przez kilkanaście minut, a czasem i dwie godziny), kiedy jedyną rozrywką staje się słuchanie muzyki, czytanie książek albo oglądanie wciąż powtarzających się obrazów za oknem (castingi rozsiane są po całym mieście, jednak organizowanie w tych samych miejscach).