Pierwsze dwa dni w nowym miejscu są zawsze najgorsze. Tym razem dzień przylotu był szczególnie ciężki, gdyż w środę rano zdawałam jeszcze ostatni egzamin, czekałam na wpisy z czterech przedmiotów, a wieczorem siedziałam w opóźnionym samolocie, by ostatecznie o 22:30 wylądować na lotnisku w Bergamo.
1. Lotnisko
Lotniska to jedne z najbardziej stresujących miejsc na Ziemi. Zawsze wydaje mi się, że o czymś zapomnę, czegoś nie wezmę, gdzieś się zagubię. Przede wszystkim zaś boję się spóźnić na samolot, choć oczywiście nigdy do tej pory mi się to nie przytrafiło. Zdarzyło się za to nie raz zapakować walizkę po brzegi, gdyż zawsze planuję zabrać WSZYSTKO, co tylko MOŻE mi się przydać, nie zaś to, co będzie mi konieczne i niezbędne. Tym razem inteligentnie przekroczyłam dozwoloną wagę bagażu o jakieś 8 kilogramów, więc na lotnisku rozpoczęło się wypakowywanie wszystkich ciepłych ubrań, butów oraz kosmetyków. Ostatecznie obarczyłam torbą nadprogramowych kilogramów mojego cudownego mężczyznę i przewspaniałego kolegę, który towarzyszył nam dzielnie na lotnisku (dziękuję!). Samolot wystartował z godzinnym opóźnieniem, ale na całe szczęście nadrobiliśmy czas w powietrzu. Kiedy czekałam na odbiór bagażu po wylądowaniu w Bergamo, stojący obok mężczyzna zagadnął: „Hej, nazywasz się Marta?”. Pierwszy raz widziałam go na oczy, więc lekko mnie zamurowało. Odparłam, że tak, a on ciągnął dalej: „Nazywasz się Marta, jesteś z Polski i będziesz współpracować z Women. Widzisz, ja wszystko wiem!”. Okazało się, że widział moje świeżo drukowane kompozytki, gdyż sam jest bookerem w konkurencyjnej agencji, a jednocześnie dobrym przyjacielem jednej z bookerek Women. Co więcej, jest właścicielem budynku, w którym mieszkałam 5 lat temu, kiedy to pracowałam dla agencji Beatrice! Jaki ten świat mały 🙂
2. Mieszkanie
Jako, że przyleciałam na lotnisko późno, agencja wysłała kierowcę, który zabrał mnie do nowego „mieszkanka”. Nie jest to moje ostatecznie miejsce, gdyż budynek, w którym zazwyczaj umieszczane są modelki z Women został całkowicie zapełniony i agencja musiała znaleźć zastępcze lokum na te kilka trudnych tygodni. Mieszkanie jest ładne i zadbane, urządzone w starym stylu. Niestety dwa ogromne łóżka zostały już zajęte i pozostało mi nocowanie na prowizorycznej pryczy. Największym utrudnienie okazał się brak Internetu, jednak dziewczyny poinstruowały mnie, że kiedy wyjdzie się z krzesełkiem na zewnątrz, Internet śmiga jak szalony. Tak więc piszę teraz do Was siedząc przed drzwiami mieszkania, dzięki czemu zasięg mam na całe pięć kresek 😉 Plusem okolicy, w której mnie zakwaterowano jest z pewnością bliskość metra (jakieś 8-10 minut spacerkiem) oraz niewielka, ale w miarę tania Billa, znajdująca się nieopodal. Dziewczyny, z którymi obecnie mieszkam to 16-letnia Rosjanka oraz starsze ode mnie Szwedka i Słowaczka. Wszystkie super cool, super friendly, super nice 🙂
3. Agencja
Women to naprawdę duża agencja. Wczoraj musiałam się zjawić u nich na 9:30 rano, by standardowo przygotować książkę, zrobić polaroidy, nagrać filmiki, podpisać umowę itd. Dostałam telefon i włoski numer oraz listę castingów na dany dzień. Najważniejsze kwestie do załatwienia pierwszego dnia: wyrobienie karty do metra (zdjęcie 5 euro, karta 10 euro, doładowanie 17 euro) oraz odebranie kieszonkowych z banku.
Z nieba lał się nieprawdopodobny żar, a ja gubiłam się na każdym kroku. Wypadłam z wprawy przy bieganiu po mieście z mapą w ręce… Mimo maksymalnego zmęczenia i niewyspania, wieczorem wyszłam na kolację z przyjaciółką i bawiłam się rewelacyjnie!