All Posts By

Marta

Uncategorized

Czy modelki da się lubić?

Są szczupłe, ładne i jeszcze im za to płacą. No i jak tu polubić modelki?!

Większość osób przyporządkowuje nas do szufladki „śliczna i durna” lub „nadęta i pusta”. Uroczo zadarte noski zadzieramy jeszcze wyżej, nie odpowiadamy „cześć” starym znajomym, bo przecież nie wypada. O zjawisku kompleksów wyczytałyśmy z pism dla kobiet, cellulit to dla nas jakaś egzotyczna nazwa. Mężczyźni codziennie obsypują nas kwiatami, a z torebką Chanel chodzimy nawet na basen. 
Cóż, uśmiecham się pod nosem czytając to, co napisałam powyżej. Nie znam żadnych topmodelek, dziewczyn z prawdziwym sukcesem na karku, z samymi okładkami Vogue’a w portfolio. Być może wśród takich dziewczyn konkurencja jest silniejsza, zawiść większa, a rywalizacja nie pozwala zbudować stabilnych fundamentów prawdziwej babskiej przyjaźni. W to jednak również nie chce mi się wierzyć, śledząc profile supermodelek na facebooku czy Instagramie. 

Modelki, z którymi przyszło mi mieszkać, a więc spędzać najwięcej wolnego czasu, w większości stały się moimi bardzo dobrymi koleżankami – osobami, na które mogłam i mogę do tej pory liczyć w każdej trudnej sytuacji, niezależnie od tego, jak wiele dzieli nas kilometrów i jak długo nie widziałyśmy swoich twarzy. Praktycznie z każdą z dziewczyn utrzymuję kontakt, z Polkami telefoniczny, z modelkami z zagranicy poprzez popularne portale społecznościowe. Spotykamy się, wspominamy, opowiadamy o sukcesach, problemach, chłopakach – nadrabiamy zaległości. Nie uwierzyłybyście, jak silnie można zżyć się z drugą osobą przez tydzień lub dwa (a co dopiero miesiąc!) i jak wiele bratnich dusz czeka na odkrycie. Wszystkie trudności, które niesie ze sobą ciężka branża mody, łatwiej przezwyciężać wspólnie, niż w pojedynkę. 
Już wiemy, że modelki przyjaźnią się między sobą, ale czy możliwe, by zwykły śmiertelnik obdarzył modelkę zaufaniem? Czy te długonogie chudziny mają w ogóle do kogo wracać z dalekich, zagranicznych wojaży? Ludzie w liceum, którzy mnie nie znali, odnosili się raczej z dystansem. Do tej pory nie lubię zdradzać nowo poznanym osobom, czym się zajmuję, obawiając się, że od razu dostanę od nich określoną łatkę. Nauczona wieloletnim doświadczeniem, wolę opowiadać o swojej pracy dopiero po bliższym poznaniu. Przyjaciele sprzed „epoki modelingu” pozostali jednak ci sami – tak samo szczerzy, ciepli, otwarci, wciąż tak samo moi. Czy we mnie modeling obudził wredną sukę, zapatrzoną w siebie gwiazdę, królową wybiegów? Nie ja powinnam to oceniać, choć myślę, że uczynił coś zupełnie odwrotnego: nauczył pokory, uwypuklił moje braki  i otworzył oczy na to, że najważniejsza jest przyjaźń.

Uncategorized

O ciężkim zawodzie pijara

Chłopaki, wyobraźcie sobie przez chwilę, że możecie zmienić obecnie wykonywaną profesję na dowolny zawód świata. Dziewczyny, wyobraźcie sobie przez chwilę, że jesteście mężczyzną. 
Oto Wasza praca marzeń: zabieracie na imprezy do klubów długonogie modelki, a w zamian za to dostajecie przyjemną sumkę do przytulenia. Brzmi całkiem spoko? No właśnie. Powyższy opis to bardzo skrócona i spłycona definicja pracy pijara. A kim właściwie jest pijar?
Pijar (czy też PR) zajmuje się promocją – baru, do którego zabiera dziewczyny na lunch, restauracji, w której jada z modelkami kolacje oraz klubu, w którym po kolacji bawią się do białego rana. Umowa jest bardzo prosta: oni przyprowadzają piękne dziewczyny do konkretnych lokali, które dzięki temu zwiększają liczbę klientów płci przeciwnej. Dlatego też pijarzy zawsze jedzą w tych samych barach i bawią się w tych samych klubach.
Restauracja w klubie Just Cavalli, Mediolan
1. Werbowanie
Zawód pijara jest szczególnie popularny w Mediolanie. Odwiedzałam wiele miast świata, ale tylko we Włoszech pijarzy są dosłownie wszędzie, na każdym większym castingu krążą wokół niczego nieświadomych dziewczyn jak wygłodniałe sępy. „Hi, what’s your name? Where are you from?”, zagajają, po czym wdają się w krótką rozmowę, starając się zainteresować modelki swoją osobą w szczery, miły i uprzejmy sposób. Dopiero na końcu przechodzą do sedna sprawy, wpychając nam do rąk swoje wizytówki i obiecując, że za minutkę odnajdą nas na facebooku. I rzeczywiście jeszcze tego samego wieczora dziewczyna dostaje zaproszenie na kolację oraz imprezę w bardzo modnym klubie. Oczywiście nie musimy się na to zgadzać, jednak ignorowanie codziennych zaproszeń (na lunch, na apertivo, na kolację i na imprezę) staje się w pewnym momencie męczące. Często poznajemy pijarów przez koleżanki, które już wcześniej z nimi wychodziły i tak wkręcamy się w wielką, napędzaną spiralą wzajemnych korzyści, machinę.
2. Lunche, kolacje
Grup pijarów w Mediolanie jest kilka. Jeśli zdecydujemy się na jedną, lepiej nie wychodzić z innymi, gdyż jedni dla drugich stanowią zasadniczą konkurencję. Lunch jest organizowany zawsze w jednym i tym samym lokalu, o jednej i tej samej godzinie. Kiedy przychodzimy na lunch, możemy za darmo wybrać dla siebie jedzenie, ale nie mamy zazwyczaj do dyspozycji całego menu – pijarzy za nas „płacą”, ale na pewno nie płacą zbyt wiele. Tak samo rzecz wygląda w restauracji. Dostajemy to, co oni dla nas zamówią. Przeważnie jest to pyszne i nie mamy na co narzekać, jednak pamiętam sytuację, kiedy koleżanka została zaproszona przez pijarów na kolację do baru sushi – wybrała sobie zestaw, który jednak okazał się za drogi. Jeden z pijarów podszedł do niej i dyskretnie oznajmił, że za ten sushi set będzie musiała zapłacić sama, gdyż oni mogą wybierać tylko z listy zup i makaronów. Zszokowana koleżanka zamówiła to, co chciała, zapłaciła za siebie, a po kolacji wyszła…
3. Imprezy
Pijarzy nas na nie zawożą, pijarzy nas z nich zabierają. Decydując się na wyjście razem z nimi, zobowiązujemy się do zabawy w ich gronie, przy ich stoliku i do godziny, którą oni wybiorą. Jeśli następnego dnia mamy pracę lub castingi wcześnie rano, możemy poprosić o podwiezienie nas wcześniej, jednak nie wypada robić tego na każdej imprezie, gdy wszyscy inni wciąż wyśmienicie się bawią. Co pijemy? Wiadomo, darmowe drinki. Nie nastawiajcie się jednak na orzeźwiające Mohito czy dające porządnego kopa Long Island. Podobnie jak w przypadku lunchu i kolacji, mamy do wyboru tylko tańsze propozycje, to znaczy: vodka-lemon, vodka-coke, vodka-soda… Red Bull jest już za drogi.
Just Cavalli club, Milano
Dla mnie jest to już zjawisko tak powszechne, że wiele istotnych kwestii mogło umknąć mojej uwadze. Jeśli więc macie jakieś pytania czy wątpliwości co do zawodu pijara, piszcie w komentarzach, postaram się odpowiedzieć i rozwiać Wasze wątpliwości.
Uncategorized

Dieta na urlopie i dzienny jadłospis

Wyznaję zasadę, że na wakacjach dostaję urlop od surowego przestrzegania zasad zdrowych, regularnych i zbilansowanych posiłków. Nie oznacza to absolutnie rzucania się na chipsy, paluszki i tort bezowy pierwszego dnia wyjazdu, ale przede wszystkim nieodmawianie sobie bajecznej przyjemności płynącej z próbowania nowych potraw, smakowania regionalnych dań. Nie wyobrażam sobie wyjazdu z Mediolanu bez skosztowania pizzy, makaronu, piadiny czy focacci. Wakacje w Tatrach, z których wróciłam przedwczoraj, to nie tylko szlak po najpiękniejszych polskich szczytach, ale również wędrówka po miejscowych karczmach oraz wcinanie wielkiej buły z konserwą turystyczną i oscypkiem na szlaku. Jedne z lepszych rzeczy, jakie miałam okazję spróbować, to kwaśnica w Murzasichlu i pieczeń barania w sosie kurkowym w Zakopanem. Odwiedziliśmy także rewelacyjną restaurację Dobra Kasza Nasza serwującą głównie zapiekane w piecu kasze z przeróżnymi dodatkami. Osobiście byłam zachwycona, gdyż jestem totalnym kaszomaniakiem 😉
Kasza jaglana zapiekana z dynią, indykiem i rodzynkami

Żentyca na szlaku

Pieczeń barania w sosie kurkowym z kopytkami

Czekając na ŻARCIE!

Odnaleziony smak dzieciństwa

Obowiązkowo towarzyszyło mi piwo – na każdym kroku 😉
Po powrocie do domu staram się nieco usystematyzować czas i proporcje moich posiłków. Za najlepszą opcję wciąż uznaję jedzenie 5-6 razy dziennie, co mniej więcej trzy godziny i nie tuż przed snem (tą zasadę wciąż szalenie trudno jest mi wdrożyć w życie…). Uwielbiam sezonowe owoce i warzywa, dlatego to właśnie one królują ostatnio na moim stole. 
Poniżej dodaję wczorajszy jadłospis i zdjęcia kilku pyszności, które udało mi się uwiecznić przed pochłonięciem 😉
Śniadanie
Serek wiejski, pokruszone ciasteczka słonecznikowe, amarantus, migdały, rodzynki

Pyszne ciasteczka słonecznikowe zakupione w cukierni w Zakopanem

Drugie śniadanie
Serek wiejski z mango i pokruszonymi ciasteczkami, do tego kilka nerkowców i borówki

Obiad
Łosoś pieczony w marynacie z miodu i sosu sojowego, fasolka z olejem lnianym
Podwieczorek

Najprostsze ciasteczka świata: banan, płatki owsiane, rodzynki i cynamon
Całe popołudnie spędziłam u cioci, dlatego przed wyjściem na wieczorne piwo nie zdążyłam zjeść kolacji. Do jadłospisu powinnam więc jeszcze dopisać duże piwo z sokiem malinowym, drinka (cytrynowy CinCin plus sprite) oraz twarożek z nerkowcami po powrocie.