Gdybym miała wybrać sposób, w
jaki zostałam modelką, byłoby to przypadkowe spotkanie z właściwą osobą we
właściwym czasie i miejscu: szefem agencji lub bookerem. To bardzo popularny
sposób, w jaki agencje odkrywają „new faces”, czyli swoje „nowe twarze”, które
dopiero czekają, by świat o nich usłyszał. Najczęściej młodziutka, niczego
nieświadoma dziewczyna maszeruje ulicami rodzinnego miasta, z głową
zaprzątniętą problemami szkoły, chłopaka, gdy nagle na jej drodze
materializuje się człowiek oferujący szansę pozbycia się tych wszystkich
problemów w zamian za jedną drobną przysługę: próbne zdjęcia.
jaki zostałam modelką, byłoby to przypadkowe spotkanie z właściwą osobą we
właściwym czasie i miejscu: szefem agencji lub bookerem. To bardzo popularny
sposób, w jaki agencje odkrywają „new faces”, czyli swoje „nowe twarze”, które
dopiero czekają, by świat o nich usłyszał. Najczęściej młodziutka, niczego
nieświadoma dziewczyna maszeruje ulicami rodzinnego miasta, z głową
zaprzątniętą problemami szkoły, chłopaka, gdy nagle na jej drodze
materializuje się człowiek oferujący szansę pozbycia się tych wszystkich
problemów w zamian za jedną drobną przysługę: próbne zdjęcia.
Z całego tłumu zalewającego ulice to właśnie ona zostaje
wyłowiona na powierzchnię i wystawiona na talerzu Życiowej Szansie. Modeling ma
to do siebie, że od samego początku daje dziewczynom zastrzyk niesamowitej
ciekawości i zapału, wabi i kusi nieznanym światem wybrańców, upewniając w
poczuciu wyjątkowości i piękna.
wyłowiona na powierzchnię i wystawiona na talerzu Życiowej Szansie. Modeling ma
to do siebie, że od samego początku daje dziewczynom zastrzyk niesamowitej
ciekawości i zapału, wabi i kusi nieznanym światem wybrańców, upewniając w
poczuciu wyjątkowości i piękna.
Gdybym
miała wybrać sposób, w jaki zostałam modelką, byłby to szczęśliwy zbieg
okoliczności, jednak w zbiegi okoliczności wierzyć nie warto, a branie spraw w
swoje ręce opłaca się w dzisiejszym świecie o wiele bardziej. Na casting, który odbywał się w mojej rodzinnej Częstochowie poszłam bardziej dla zabawy oraz dlatego, że od dłuższego czasu znajomi i rodzice pchali mnie w tym kierunku. Czemu nie, pomyślałam ostatecznie i z lekkim poczuciem zażenowania ustawiłam się w kolejce, tuż za dziewczyną w skórzanych leginsach, futerku-panterce, w pełnym makijażu, a nawet głęboko niebieskich soczewkach (o wysokich do nieba szpilkach chyba nawet nie ma sensu wspominać). Tego dnia padał deszcz, dlatego moje włosy nie wyglądały zbytnio reprezentacyjnie, znoszone baletki przemokły, a spodnie i bluzka przykleiły mi się do ciała. Wyglądałam jak zmoknięta kura, bez wyczucia stylu, bez najmniejszego pierwiastka drapieżności czy elegancji. Dzieciak w zielonych sztruksach. Brzmi niezbyt obiecująco, a jednak moja absolutnie niewymuszona naturalność przeważyła nad skórzano-futrzanym seksapilem, który prężył się przede mną. Właściciel agencji od razu wykazał niemałe zainteresowanie i entuzjazm. Wypytał o miejsce zamieszkania, wiek, sytuację w szkole (w agencjach modelek WBREW POZOROM nieprzychylnym okiem patrzą na dziewczyny z problemami w nauce, ponieważ odbija się to na ich wyjazdach zagranicznych – modelka, który wciąż się uczy powinna być w stanie szybko nadrobić zaległości, nie nadwyrężając jednocześnie kredytu zaufania, który otrzymała od swojej dyrekcji, nauczycieli, rodziców), a na końcu zmierzył obwód w pasie, biodrach, biuście i mój wzrost. Roztoczył przede mną barwną wizję międzynarodowej kariery, wyjazdów w najdziksze zakątki świata, pracy dla najlepszych projektantów, a co za tym idzie – zarabiania na siebie i to niemałych pieniędzy. Umówiliśmy się na próbne testy w Warszawie, które miały mieć miejsce już w przyszłym tygodniu. Wyszłam oniemiała. Zupełnie straciłam poczucie kontaktu z realnym światem, z moją częstochowską, oswojoną rzeczywistością. Czas nagle przyspieszył i zanim zdążyłam po raz ostatni obejrzeć się przez ramię, zostawiłam dawne, uporządkowane życie za sobą, wychodząc na przeciw przygodzie.
miała wybrać sposób, w jaki zostałam modelką, byłby to szczęśliwy zbieg
okoliczności, jednak w zbiegi okoliczności wierzyć nie warto, a branie spraw w
swoje ręce opłaca się w dzisiejszym świecie o wiele bardziej. Na casting, który odbywał się w mojej rodzinnej Częstochowie poszłam bardziej dla zabawy oraz dlatego, że od dłuższego czasu znajomi i rodzice pchali mnie w tym kierunku. Czemu nie, pomyślałam ostatecznie i z lekkim poczuciem zażenowania ustawiłam się w kolejce, tuż za dziewczyną w skórzanych leginsach, futerku-panterce, w pełnym makijażu, a nawet głęboko niebieskich soczewkach (o wysokich do nieba szpilkach chyba nawet nie ma sensu wspominać). Tego dnia padał deszcz, dlatego moje włosy nie wyglądały zbytnio reprezentacyjnie, znoszone baletki przemokły, a spodnie i bluzka przykleiły mi się do ciała. Wyglądałam jak zmoknięta kura, bez wyczucia stylu, bez najmniejszego pierwiastka drapieżności czy elegancji. Dzieciak w zielonych sztruksach. Brzmi niezbyt obiecująco, a jednak moja absolutnie niewymuszona naturalność przeważyła nad skórzano-futrzanym seksapilem, który prężył się przede mną. Właściciel agencji od razu wykazał niemałe zainteresowanie i entuzjazm. Wypytał o miejsce zamieszkania, wiek, sytuację w szkole (w agencjach modelek WBREW POZOROM nieprzychylnym okiem patrzą na dziewczyny z problemami w nauce, ponieważ odbija się to na ich wyjazdach zagranicznych – modelka, który wciąż się uczy powinna być w stanie szybko nadrobić zaległości, nie nadwyrężając jednocześnie kredytu zaufania, który otrzymała od swojej dyrekcji, nauczycieli, rodziców), a na końcu zmierzył obwód w pasie, biodrach, biuście i mój wzrost. Roztoczył przede mną barwną wizję międzynarodowej kariery, wyjazdów w najdziksze zakątki świata, pracy dla najlepszych projektantów, a co za tym idzie – zarabiania na siebie i to niemałych pieniędzy. Umówiliśmy się na próbne testy w Warszawie, które miały mieć miejsce już w przyszłym tygodniu. Wyszłam oniemiała. Zupełnie straciłam poczucie kontaktu z realnym światem, z moją częstochowską, oswojoną rzeczywistością. Czas nagle przyspieszył i zanim zdążyłam po raz ostatni obejrzeć się przez ramię, zostawiłam dawne, uporządkowane życie za sobą, wychodząc na przeciw przygodzie.
Pierwsze testy: skrępowanie, brak zespolenia z własnych ciałem i świadomości jego zalet, niepewność, nieśmiałość, zaciekawienie, entuzjazm. Miałam szczęście pracować z utalentowanym fotografem, Jackiem Kolanowskim (któremu dziękuję za cierpliwość!), a efekt naszej kilkugodzinnej pracy poniżej.
W kolejnym poście pokażę Wam zdjęcia „zza kulis” moich pierwszych testów, wykonane przez niezastąpioną Gwajo.