Było nas w sumie jedenaście. Jedenaście zupełnie różnych dziewczyn, od blondynek po szatynki, od anorektycznie wystających kości po bardziej kobiece kształty, usta większa, mniejsze, nogi dłuższe,krótsze. Każda inna, na swój sposób ważna, bardziej lub mniej świadoma tego, co się wokół niej dzieje (niektóre z dziewczyn biorących udział w konkursie miało już za sobą pierwsze doświadczenia z modelingiem). Ja natomiast nie miałam zielonego pojęcia, CO tam robię, GDZIE mnie to zaprowadzi i JAK właściwie powinnam się zachować. Starałam się utrzymywać bezpieczny, zdrowy dystans, jednak będąc w samym środku szalejącego cyklonu ciężko pozostać obojętnym i stać nieruchomo z zamkniętymi ze strachu oczami.
Od momentu, w którym rodzice zostawili mnie w Wytwórni Wódek Koneser na warszawskiej Pradze czas zdawał się przyspieszyć, klatki obrazów przesuwały się przed oczami, migały światła budowanego w hali wybiegu, kolory wkładanych mi przez głowę ubrań zlewały się w jedną całość, a ja chłonęłam całe to barwne widowisko, stojąc jakby gdzieś z boku, choć przecież intensywnie we wszystkim uczestnicząc. Przymiarki ciągnęły się w nieskończoność. Ubierali nas w dziwaczne zestawy, rozmyślali głośno nad tym, która jak w czym wygląda, wciskali na stopy za małe rozmiary szpilek. Prawdziwą zmorą w moim przypadku okazała się nauka chodzenia. Nigdy wcześniej nie nosiłam wysokich butów i był to mój absolutny debiut. Niezbyt udany, trzeba przyznać. Nogi wykrzywiały mi się na wszystkie strony, a przecież nie można sunąć po wybiegu powoli, niepewnie, należy maszerować szybko, seksownie, z pewnym siebie wyrazem twarzy, nie spoglądając ukradkiem pod nogi, zachować bezpieczną odległość od koleżanki, w przeciwnym razie zderzenie czołowe gwarantowane. Buty, w których chodzisz na pokazie potrafią mieć zabójczo wysoki obcas, dlatego należy opanować sztukę poruszania się na każdej „wysokości”…
Projektanci często postanawiają dodać troszkę adrenaliny na swoim pokazie, każąc zakładać modelkom obcasy, na których sami nie przeszliby nawet jednego kroku. Każda początkująca modelka panicznie boi się sytuacji przedstawionych na zdjęciach poniżej:
Można także z nieszczęsnego upadku wybrnąć z klasą i zaszczycić widownię pięknym uśmiechem, tak, jak Agyness Deyn |
Chodzenie na szpilkach w moim wydaniu okazało się na tyle kiepskie, że dostałam do każdego wyjścia na pokazie te same czarne botki na dosyć niskim i stabilnym obcasie. Dzięki Bogu uratowały mnie one przed karkołomnym upadkiem na oczach warszawskich celebrytów i przedstawicieli agencji mody z różnych stron świata 😉 Oprócz nauki poruszania się na szpilkach, wszystkie musiałyśmy zapamiętać układ choreograficzny, wymyślony specjalnie na potrzeby konkursu. Kiedy jaka muzyka, w którym momencie wychodzimy, jak idziemy, z której strony wchodzimy, a z której zbiegamy do przebrania się w następny „look”. Kto idzie za kim, kiedy się zatrzymać, zapozować, wyminąć koleżankę. Za wbicie nam do głowy choreografii i sukces pokazu odpowiedzialna była znana reżyserka pokazów mody, Kasia Sokołowska.
Próby i przymiarki trwały od rana do późnego wieczora. Po skończonej pracy te dziewczyny, które nie mieszkały na stałe w stolicy, zaprowadzono do eleganckiego hotelu na Pradze. Praga, jak to Praga – zabroniono nam po zmroku opuszczać hotelowe pokoje, wszystkie potrzebne zakupy zrobiłyśmy wcześniej w mijanej po drodze Żabce. Nie zżyłam się szczególnie z moimi współlokatorkami na jedną noc. Prawdę mówiąc kierowałam się wtedy jeszcze powszechnie utartym stereotypem modelki (choć sama coraz silniej zagłębiałam się w świecie modelingu), a rozmowy na temat rzucanych i nowo poznawanych chłopaków oraz wariackich imprez bardziej przeszkadzały mi w wyspaniu się przed ważnym dniem, niż zachęcały do nawiązywania nowych przyjaźni. Cała nasza jedenastka niespecjalnie była sobą zainteresowana. Rozmawiałyśmy, lecz tak naprawdę o niczym. W powietrzu unosił się słodko-gorzki zapach rywalizacji, który nasilał się z każdą, przybliżającą nas do pokazu, godziną.
Rano prysznic, umyte włosy, zero makijażu, śniadanie w hotelu i z powrotem na ulicę Ząbkowską. Od rana próby, przymiarki, w końcu też pojawiły się „prawdziwe” modelki, które nasz konkurs uświetniły pokazem bielizny marki Palmers. Wśród nich gwiazda, Ania Jagodzińska, dzieląca swój cenny czas na rozmowy z szefem agencji oraz sprawdzanie wiadomości w telefonie BlackBerry. Przez cały dzień do Wytwórni Wódek Koneser zjeżdżali międzynarodowi bookerzy z agencji mody na całym świecie, a my, pokazując się im, brałyśmy udział w pierwszych prawdziwych castingach. Najważniejszy gość, Agnieszka P. z nowojorskiej agencji NEXT, pojawiła się na kilka godzin przed rozpoczęciem konkursu. Wtedy też po raz pierwszy poczułam, że jestem odrobinę inaczej traktowana, niż reszta dziewczyn, bo tylko ja i Wera zostałyśmy poproszone o pokazanie się w kostiumie kąpielowym i tylko nasze wymiary spisano (Weronika, którą bardzo mocno ściskam i pozdrawiam, zajęła II miejsce).
Kiedy miałyśmy już na sobie pełny make-up, nasze włosy lśniły nienaturalnie pod wpływem tony lakieru, ubrano nas w dziwne, pseudo-młodzieżowe stylizacje i zaczęło się SHOW. Mnóstwo ludzi na widowni, za kulisami reporterzy, telewizja, dudniła muzyka, my zaś stałyśmy według ustalonej wcześniej kolejności i czekałyśmy na hasło do wyjścia. Kolana trzęsły się ze strachu, raz ciepło, raz zimno, marzyłam tylko o tym, by już ruszyć, przejść, nie pomylić się, bezpiecznie wrócić. W końcu muzyka daje wszystkim znać, że to teraz, to właśnie ten moment, godziny przygotowań poświęcone zostały właśnie dla tej chwili. Słyszę „GO!” i pierwszą z nas pochłaniają reflektory i blask fleszy. Trudno opisać uczucia, jak towarzyszą podczas przejścia po wybiegu. To naprawdę niesamowity zastrzyk adrenaliny i niezapomniane przeżycie.
Po skończonym pokazie, nadszedł czas na wyniki. W tym momencie kończę się rozpisywać 😉 Wygrana była tak wielkim zaskoczeniem, że dotarła do mnie dopiero dnia następnego. Po ogłoszeniu wyników, rozdaniu nagród i zejściu ze sceny, rozpętała się burza: otoczyło mnie stado fotoreporterów, krzyczących „tutaj, tutaj!” i strzelających we mnie fleszami aparatów. Udzieliłam krótkiego wywiadu Agnieszce Popielewicz z polsatowskiego „Się kręci” i ostatecznie dołączyłam do sparaliżowanych z zaskoczenia i strachu rodziców. Na after-party zostałam tak długo, jak musiałam, co oznacza, że po zapozowaniu z szefem mojej agencji oraz porozmawianiu z bookerami z NY, Mediolanu i Paryża, wsiadłam do samochodu i uciekłam z Warszawy, wciąż nie rozumiejąc, co tak właściwie się wydarzyło i jakie będą, tego skutki. Wiedziałam jedynie, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo, że dostałam od życia niezwykłą szansę, a następnym przystankiem na mapie modelingowych przygód będzie Nowy Jork.