10 listopad 2007, NY
Dzisiaj tęsknię. Powolutku pęka napęczniała oczekiwaniem skorupka, wydając na świat radość z powrotu. Wykluwają się wspomnienia kochanych miejsc i twarzy, dawne przyzwyczajenia pragną na nowo odnaleźć w sobie sens i siłę. Czuję pulsujące we mnie zmiany, inność zaszczepioną przez wszystko, czego tutaj doświadczyłam. Chyba naprawdę jestem w stanie pokochać to rozczłonkowane życie, rozpięte między przybrudzoną codziennością a światem blasku, pośpiechu, podróży, cudów. Zastanawiam się, jak będzie wyglądał mój powrót do szkoły. Czy ktokolwiek powie mi, że tęsknił, czy ktokolwiek okaże prawdziwe zainteresowanie przywiezionym z Ameryki bagażem wspomnień?
Rano zjadłam płatki owsiane z waniliowym jogurtem, zapiłam zieloną herbatą. Na obiad moja „nowojorska” sałatka. Trudno będzie mi się przestawić na domowe jedzenie, na nowo przywyknąć do ograniczonej swobody, narzuconego odgórnie schematu dnia. Po powrocie wszystko się skomplikuje, odmieni, przekrzywi, a jednak ze zdziwieniem odkrywam, że tej zmiany coraz silniej pożądam.
PRZEPIS NA SAŁATKĘ NOWOJORSKĄ
- rukola
- tuńczyk w sosie własnym
- pokrojone w plasterki suszone pomidory
- sos vinegre balsamic
12 listopad 2007, NY
Kolejny free day bez wielkich planów, szalonych pomysłów. Moja obecność tutaj kurczy się w zawrotnym tempie.
14 listopad 2007, NY
Casting o drugiej, a później – co dusza zapragnie, a rozum nie zabroni! Rano miałam nadzieję zrealizować planowany od miesiaca rejs na Satutę Wolności, lecz pogoda po raz kolejny okazała się kapryśną i nieprzewidywalną. Następny dzień spędzony w sklepie i przed telewizorem? To Nowy Jork na miłość boską!
16 listopad 2007, NY
Ostatnia owsianka ma najcudowniejszy, niebiański smak. Zaraz miseczka zrobi się pusta, kubeczek po jogurcie wyląduje w koszu, puste zrobi się także to mieszkanie, już w nim ubywa wcześniejszej świeżości. Zawęża się pustka, po wyjeździe S. jeszcze dotkliwiej. Za oknem jasno i przyjemnie. Czy Nowy Jork pożegna mnie słońcem?
Ostatnia owsianka ma najcudowniejszy, niebiański smak. Zaraz miseczka zrobi się pusta, kubeczek po jogurcie wyląduje w koszu, puste zrobi się także to mieszkanie, już w nim ubywa wcześniejszej świeżości. Zawęża się pustka, po wyjeździe S. jeszcze dotkliwiej. Za oknem jasno i przyjemnie. Czy Nowy Jork pożegna mnie słońcem?
5:10 p.m., lotnisko JFK
Żołądek czuję w gardle, dłonie mi się trzęsą. Dawno nie przeżyłam takiego stresu. Wsiąść już na pokład, Boże kochany, byle dolecieć bezpiecznie do domu…
6:30 p.m., w samolocie
Jestem niesamowicie dzielna. Siedzę na pokładzie samolotu, dotarłam – sama, bez niczyjej pomocy. Mam tylko nadzieję, że niczego nie zgubiłam po drodze. Jakoś zupełnie nie rozumiem, że wracam do domu. Myślę o J., o tym, co teraz robi, jak się czuje. Wyobrażam sobie pustkę naszego mieszkania, pustkę, której jestem przyczyną. Pewnie siedzi z A.nad porcją szarlotki z lodami, uśmiecha się, wygłupia, pękając od środka. Stale powraca do mnie intensywność wczorajszej sesji, rozbudzona we mnie kobiecość. Ostatni wieczór w Nowym Jorku nauczył mnie szukania prawdy. Prawdy w swoim ciele, swojej twarzy, umyśle i sercu. Przez całe pięć tygodni czekałam, by poczuć się w pełni akceptowana, by skupić na sobie przewrotne oko aparatu, by swoją pasją i zaangażowaniem wypełnić każde zdjęcie. Udało mi się dopiero wtedy, gdy ktoś spojrzał w tym samym kierunku, dostrzegając ten rodzaj piękna, który tak bardzo chciałam z siebie wydobyć.
21 listopad 2007, Częstochowa
Zwrócona w niskość budynków, w wir nauki, zazdrość rówieśników, ciepło domu i wypłowiałą biel śniegu.
Od nowa tęsknię.
Na nic nie mam czasu.