Browsing Tag

Codzienność

Uncategorized

Święta, święta i po świętach!

Moje ulubione zdanie, które wymienia między sobą cała rodzina spotykając się co rok.
Rzeczywiście jedyną pewną rzeczą, którą można powiedzieć o Świętach Bożego Narodzenia jest to, że mijają zdecydowanie zbyt szybko. Przystrajanie domu, pieczenia ciasta, kręcenie maku i lepienie uszek – wszystko wydaje się być tylko krótką chwilą, mrugnięciem zaspanego oka. Niemniej jest to czas piękny, bardzo ciepły i pełen serdeczności. Moje Święta upłynęły pod znakiem spotkań w niewielkim rodzinnym gronie oraz zdecydowanie zbyt dużej ilości jedzenia (wmawiam sobie uparcie, że wszystko pójdzie w cycki!). Mam nadzieję, że u Was świąteczny czas płynął tym razem trochę wolniej, że zdążyliście nacieszyć się bliskością ukochanych osób, odnaleźliście pod choinką wymarzone prezenty i nie przejadaliście się zbyt mocno 😉
Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić efektami moich ostatnich testów i przy okazji podziękować całej ekipie, z którą miałam okazję pracować! 

Uncategorized

Spotkanie z dziewczynami z Tokio

24 maja 2008,
w pociągu do Warszawy

Gdyby nie mama tłukłabym się 5 godzin autobusem. Wyciągnęła właśnie nogi, czyta gazetę, zamknięta w kształcie swojej prywatności. Kto ma tam dostęp, ten jest szczęściarzem. Czasami, obserwując jej smukłą twarz, wystające kości policzkowe, wąskie oczy (nie jak moje – dziecięco okrągłe), kształtne usta, uświadamiam sobie moją wobec jej urody małość, wybrakowane powielenie, nieudaną kopię. Patrzę w lustro i zauważam to, czego nie ma, a być z racji genów powinno. Dziwnie łączą się ze sobą te zaczątki cielesności, zapowiedzi wzbogacenia świata o nowonarodzony krzyk. Ciekawe, co myślała moja mama pierwszy raz widząc w zaklejonych niewiedzą oczach własne odbicie. Dorastanie dziecka to dla rodzica bezustanny spacer po gabinecie krzywych luster.

Mam wrażenie, że stoję w miejscu, biernie przełykam każdy dzień, psuję swoją młodość i jestem przerażona. Może należałoby wymyślić się na nowo, sporządzić spis brakujących zalet i ruszać się, ruszać, być wszędzie obecną. Boję się swojej niewidzialności, nie lubię jej, nie chcę żyć przyjaźnią zamkniętą w fotografii. Tkwię w życiu „jak owad w kropli bursztynu”, jeszcze oddycham młodością, a już nieruchomieję. Jest we mnie ciepło – brakuje pożaru. Jest we mnie skłonność – brakuje szaleństwa, jest też rozsądek – brakuje jego braku. Ludzie są mi potrzebni, lecz mam ich ciągle za mało.
   
Jem bułkę. Słońce upycha ciepło w rozrzedzeniach chmur, jasne plamy kładą się na obiciach siedzeń. Dojeżdżamy do Koluszek, przebudowują stację. Pamiętam poranną przesiadkę podczas grudniowej podróży z dziadkiem. Modlę się o kolejną pracę, a jej nie dostaję. Nie narzekam – nie rozumiem. 

19:15,
pociąg powrotny do Częstochowy
To nie Tokio zbudowało między nami most porozumienia. Same, z własnej woli nauczyłyśmy się siebie nawzajem, a mimo to wkleiłam nasze twarze w jakiś nieruchomy pejzaż, zasuszyłam gesty, wzruszenia, dyskusje. To, co nas bawiło, smuciło, zajmowało, brało swój początek ze wspólnego doznawania. Wspólna codzienność zobowiązuje do akceptacji, a akceptację od przyjaźni oddziela cienka linia. Uwielbiam moje japońskie dziewczyny, ale ciesząc się ich obecnością jednocześnie umieram z tęsknoty i uginam się odruchowo pod ciężarem świadomości, że już nie będziemy takie same, jakie byłyśmy razem w Tokio. Trzeba pamiętać każdy ranek, każdy wieczór, jazdy na castingi, McDonalda w środku nocy, sake, głupawki, zakupy, naleśniki, mandarynki jedzono o trzeciej nad ranem. 
  
Spałaszowałam dzisiaj świetne sushi. O., Warszawianka z urodzenia i wyboru, zaprowadziła nas w sprawdzone miejsce, gdzie sushi jest nie tylko smaczne, ale i w przyzwoitej cenie. K. oczywiście poprzestała na coli z lodem, ale przecież ją za to kochamy. Potem wylądowałyśmy na lodach w Mc, a ja nie mogłam się przyzwyczaić do K. rezygnującej z ulubionego McChickena. Jakoś mi przykro, że pozmieniały jej się smaki. Chyba chciałabym zatrzymać obie niezmienione, przekalkowane ze wspomnień na płaszczyznę teraźniejszości. Ja również musiałam im się wydać inna, gdy z zapałem pochłaniałam loda z podwójnym karmelem. 


(Zdjęcia znalezione w Internecie. Nie są mojego autorstwa.)