Jakiś czas temu przeglądałam zdjęcia z dzieciństwa, na których dziadek Bogdan kołysał do snu kilkumiesięczną Martusię. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego brązowo-czarny sweter, który pamiętałam bardzo dobrze, bo nosił go aż do śmierci. Jakim cudem przez tyle długich lat sweter służył dziadkowi? W ten sam sposób, w jaki służyły mu cerowane regularnie skarpetki – dziadek naprawiał ubrania i inne zepsute rzeczy, nadając im drugie życie; nienawidził wyrzucać tego, co jeszcze mogło się przydać. Do rodzinnych anegdot przeszły bożonarodzeniowe prezenty – wełniane skarpety, które dziadkowi wkładaliśmy pod choinkę, prosto spod drzewka lądowały w szufladach i tam, nieodpakowane, czekały cierpliwie aż do następnych świąt. My patrzyliśmy na jego zacerowane skarpetki i widzieliśmy w nich okazję do kupienia mu nowych. Dziadek patrzył na swoje nowe skarpetki i chował je do szuflady, bo nie były potrzebne. To, czego dziadek potrzebował, żeby mieć porządne skarpety to igła, nitka, trochę wolnego czasu, ciężkiej pracy i przekonanie, że to, co się popsuło – a jest ważne – należy naprawić.
Marta
R. opuściła rodzinną Brazylię 8 miesięcy temu, cel: rok pracy w Azji. Korea, Chiny, Japonia. W Korei szło tak sobie, w Chinach już dużo lepiej, lecz R. czekała z niecierpliwością na pierwszy kontrakt w Tokio. Do tej pory pracowała wyłącznie w swoim kraju, najczęściej dla firm kosmetycznych, gdyż zarabiała twarzą – szerokie kości biodrowe i brak kilku centymetrów uniemożliwiły R. sprawdzenie swoich sił na wybiegu.
Do Tokio przyjechała z różnorodnym portfolio, głodna nowych przygód, gotowa do pracy i pełna optymizmu. Zamieszkała w ciasnym mieszkaniu wynajętym przez agencję, z widokiem na betonowe patio i sąsiedni budynek. Miniaturową sypialnię dzieliła z Rosjankami, które każdego dnia pracowały albo imprezowały. Nie przewidziała jednak tego, że w okresie wakacji miasto zalewa największa fala „nowych twarzy”. Konkurencja na castingach wzrastała z dnia na dzień, a sfrustrowana R. z zawiścią obserwowała młodziutkie koleżanki. Sama zaczęła modeling późno, dopiero po osiemnastce – czekała aż dojrzeje na tyle, by rodzice w pełni jej zaufali. W tym wieku modelka musi kontrolować to, co ląduje na talerzu; jeśli chce być w formie nie może sobie pozwalać na momenty słabości.
Cześć, jestem Marta i jestem konformistką. Nie lubię wychodzić poza schematy ani swoją strefę komfortu. Fajnie, jak jest miło i wszyscy są zadowoleni, a ja oddaję się błogiemu poczuciu, że nie potrzeba zmian.
Cześć, jestem Marta i zawsze chciałam być pisarką. Pisałam odkąd nauczyłam się trzymać w rękach długopis, a nawet jeszcze wcześniej – dyktowałam zdania z głowy wiernej sekretarce, babci. Tworzyłam krótkie opowiadania o księżniczkach i córkach rozbójników, historie na kilkanaście zeszytów, wiersze i anegdoty. Pierwszy pamiętnik zapisałam w drugiej klasie podstawówki – zielona okładka z Prosiaczkiem, każdy wpis rozpoczynający się od „kochany pamiętniczku”. Gimnazjum i liceum to konkursy literackie, które albo wygrywałam, albo nie zajmowałam w nich żadnego miejsca. Tak, jak gdyby świat dawał mi pstryczka w nos i kiwał palcem, mówiąc „albo robisz coś zajebiście, albo nie rób tego wcale”.