All Posts By

Marta

Codzienność

24 wiosny

Nie przywiązuję wielkiej wagi do postanowień noworocznych, Sylwester nie jest dla mnie w żaden sposób przełomowy, a snucie planów i robienie podsumowań zostawiam na kolejny 21 marca.

Dzisiaj czuję się dziwnie. Zawieszona między cudownością wspomnień a spoglądaniem w przyszłość. Być może to wina notorycznego niewyspania, z którym męczę się już od ponad tygodnia. Nie rozumiem, dlaczego mój organizm ze mną nie współpracuje i nie pozwala odespać nawet w wolny weekend. Od rana rozmyślam nad tym, co dotąd osiągnęłam, jakie kraje zwiedziłam, ilu ludzi poznałam. Wspominam życie w stolicy i słoneczną Saską Kępę, która pozostaje moją ukochaną dzielnicą Warszawy.

Continue Reading

Modeling

Cholerny Nowy Jork

J. siada przy oknie i odpala papierosa. Znamy się zaledwie dwa tygodnie, ale przede mną nie musi niczego ukrywać. Właściwie już po tygodniu znajomości ufałyśmy sobie na tyle, by rozmawiać o najmniejszych błahostkach i najskrytszych sekretach. Czekam w ciszy, opierając się o blat stołu. Kuchnię rozświetla mleczne światło żarówki, w kubkach stygnie herbata z cytryną. Jesteśmy same, nasza współlokatorka wyszła, jak zwykle na imprezę albo do znajomego. Odpowiada nam taki układ – kiedy wychodzi, pokładamy się we dwie na kanapie, zamawiamy chińszczyznę i oglądamy namiętnie „America’s Next Top Model”. Tym razem jednak telewizor milczy, ja obserwuję bacznie J., ona wpatruje się tępo w dziedziniec za oknem. Słowa trudniej wypuścić z ust, niż tytoniowy dym.

– Chciałabym już wrócić. Cholerny Nowy Jork.

Continue Reading

Codzienność

Co u mnie nowego?

To był dobry poranek, chociaż budzik zadzwonił o jakieś milion godzin wcześniej, niż wypada w soboty. Okazuje się, że dzień można rozpoczynać bez kawy, pod warunkiem, że czeka na nas słodkie jak miód śniadanie. Dzisiaj mango z domową granolą zalane mlekiem ryżowym. Nie mogłam przestać jeść, przez co prawie spóźniłam się na tramwaj – akurat, kiedy zamiast ukochanych New Balansów miałam na nogach botki na obcasie (wierzcie mi, bieganie w nich to żadna przyjemność). Tramwaj zaskoczył mnie przy Filharmonii, gdyż z niewiadomych przyczyn pojechał prosto, zamiast skręcić w kierunku Bagateli, zostałam zatem zmuszona do krótkiego spaceru od Placu Wszystkich Świętych. Odkryłam dzięki temu, że krakowski Rynek o 7:50 w sobotę wygląda, jak zupełnie inne miejsce – bez gołębi, bez turystów, cichutkie i spokojne. Po godzinie spędzonej w agencji, nadrobiłam kawowe zaległości mocnym espresso i łagodnym latte w Dyni, pracując intensywnie z zaprzyjaźnionym fotografem. W międzyczasie zza chmur wyjrzało na świat słońce, więc drogę powrotną pokonałam piechotą.

Continue Reading