Jestem ostatnio jeszcze bardziej sentymentalna, wzruszam się często, a najczęściej wzruszają mnie miejsca. Spaceruję po brudnych chodnikach Częstochowy i widzę wciąż odbite podeszwy starych butów. Przed oczami mam migawki roześmianych twarzy, w uszach wielkie hity, przy których tańczyliśmy. Przelotne znajomości, nieprzemyślane smsy, pijane piątki, leniwe niedziele.
Jeziorko-bajorko, przy którym biegaliśmy. We dwójkę motywacja wzrasta o 100%, a intensywne dyskusje nie przeszkadzały nam wcale w łapaniu zdyszanych oddechów. Obłęd. Pamiętam, jak byłam dumna, że po powrocie do domu, mimo burczącego brzucha, zjadłam tylko owoce. Zadzwoniłeś i śmialiśmy się z mojej pozornej mądrości, bo przecież było już późno, a owoce to cukry.
Wczoraj jeszcze Kraków, słoneczny, rozkoszny. To miasto od zawsze napełniało mnie poczuciem optymizmu, beztroską powolnością i błogim lenistwem. Dziękuję Wam wszystkim za kilka świetnych dni, za rozpustę kulturalną i kulinarny orgazm. Na obu sesjach odwaliliśmy kawał dobrej roboty, mam nadzieję, że każdy wyszedł z nich zadowolony. Ja jak zawsze po cichutku doceniam każde słowo, jak zwykle układam w głowie wesołe wspomnienia, a do Krakowa będę pewnie wracać coraz częściej.