28 października 2008, lotnisko Okęcie
Witaj w domu, modelko. Ty, twoje lotnisko, samodzielność, samotność i narastające z każdym wyjazdem obawy. To twój home pozbawiony house, mieszkanie bez czterech ścian, wypełnione ruchem, oczekiwaniem, językami świata. Lotnisko – pośpiech i zwolnienie. Twarze rozbudzone podróżniczą podnietą i te zatrzymane w bezruchu oczekiwania na lot. Elegancja stewardess z małymi walizeczkami i pasażerów pierwszej klasy z torbami Louis Vuitton. A później – połykanie wysokości przez smukłe ciało samolotu, skrzydła rozcinające przestrzeń gęstniejącą od chmur.
Witaj w domu, modelko. Tak pełnym, a pustym. Tylko chwilowo twoim – niestałym i niewiernym. Tokarczuk pięknie pisała o lotniskach. Powinnam była zabrać „Biegunów”, miałabym czas dokończyć. Zabrałabym też ze sobą laurkę od chłopców z klasy, gdyby tylko nie wykleili jej plasteliną – krokodyl B. zdeformowałby już nie tylko swój ogon. P. napisałam, że laurka i hamburger lecą razem ze mną, co nie jest właściwie kłamstwem, bo lecą, oczywiście, że lecą – w mojej pamięci i (och) w moim sercu. Jeden z najbardziej wzruszających obrazów, jaki będzie mi stawał przed oczami jeszcze przez wiele długich lat – moje kochane, klasowe chłopaki wręczające mi przygotowywaną przez całe PO laurkę.