30 marzec
Cały marzec przeleciał gdzieś nad moją głową. Świeci słońce, a parkową aleję, którą właśnie spacerujemy zabarwiły na różowo kwitnące kwiaty wiśni.
O cholera.
Lecę jutro do domu.
31 marzec, 5:45 a.m.
Tokio budzi się dla mnie po raz ostatni. Nigdy więcej zajadania smutku zbyt dużą ilością słodkiego gówna. Tym, co zafundowałam sobie wczoraj popołudniu można naprawdę rozerwać żołądek.
10:16 a.m., Narita Airport
Jestem tak zmęczona, że nie potrafię się na niczym skupić. Po zakupach na Harajuku i w Kiddy Landzie poszłyśmy z roomie i Pau pożegnać Lexa. Pizza i sałatka, trochę potańczyłyśmy, zostawiłyśmy na parkiecie jak zwykle pijaną i wyczekującą przygodnego seksu Dashę i wróciłyśmy do domu. Zdrzemnęłam się może z godzinę. Zmęczenie odbiera mi nawet apetyt, a kupiłam sobie moje serowe chipsy, ostatniego rice ball’a i Oreo (nareszcie spróbuję tych słynnych ciasteczek!). Najlepsze w moim wcześniejszym powrocie jest to, że wiedzą o nim jedynie rodzice.
w samolocie
Jeszcze siedem godzin lotu. Ścierpłam cała, od stóp po samą szyję.
Utkwiłam w nieprzyjemnym pomiędzy – zmęczyło mnie Tokio, ale przeczuwam, że Częstochowa przygnębi. Próbuję przywołać jak najwięcej pozytywów związanych z powrotem, miejsc, do których tęsknię, ludzi nie widzianych od ponad miesiąca.
coraz niżej
Czytając „Lalkę” zwróciłam na siebie uwagę stewarda, który okazał się Polakiem i dzięki jego uprzejmości popatrzyłam sobie przez okno na maleńką plamę Częstochowy. Boli mnie głowa. Zaczyna wychodzić zmęczenie i niewyspanie. Steward imieniem Bartek poinformował, że po tak długim locie ze zmianą czasową organizm potrzebuje 10 dni, by móc prawidłowo funkcjonować.
1 kwietnia, Częstochowa
w tramwaju
Wszystko jest takie znajome, polskie, zaczynające się od nowa, chociaż nie pozbawione starego porządku. Tłuste kobiety o śliwkowych włosach, pomazane flamastrem siedzenia w tramwaju, wieże katedry rozcinające niebo nad panoramą kamienic. Słońce.
Myślę cały czas o planowanej niespodziance – o wszystkich bliskich mi osobach, które spodziewają się mojego powrotu dopiero za tydzień. O mojej klasie, przede wszystkim o K. i czuję takie ściskanie w żołądku, taki stres, tak napinają mi się z nerwów mięśnie, jak przed żadnym pokazem, żadnym nowym wyjazdem, chyba nawet żadnym teatralnym występem.
Zadzwoniłam do S. – K. kończy o 15, więc o 15 będę czekać pod jego klasą.
10 kwietnia, Częstochowa
Park 3 maja
Powinnam wrócić dzisiaj. Dopiero dzisiaj rozpakować walizkę, zadzwonić do wszystkich przyjaciół, przeczytać list od Waniliowej, zasnąć we własnym łóżku obudzić się osiem godzin wcześniej i odetchnąć polskością.
Dobrze jest tak, jak jest. W parku nasiąkniętym wiosną, z na nowo oswojonymi ludźmi, z lekcjami, na które już poszłam, z K., który rozpłakał się na mój widok. Ze słodyczami, które zdążyłam pochłonąć, z występem kółka teatralnego, nawet z grypą żołądkową, nawet z fizyką.