Browsing Tag

Tokio

Modeling

Czekając na samolot

2.02.2014, lotnisko Charles de Gaulle
Jeszcze ponad godzina do otwarcia bramki. Rozszyfrowałam japońskie napisy wyświetlane obok francuskich i angielskich na tablicy informacyjnej – znaczenie było oczywiście takie samo we wszystkich trzech językach, jednak cały komunikat został zapisany w znakach, więc próbowałam odkurzyć w zakamarkach pamięci właściwe odczytania kanji.  Kupiłam colę za 3,20 euro i wodę Evian za dwa. Włączam nowy odcinek serialu, podświadomie podsłuchując rozmowy gromadzących się dookoła Japończyków. Rozumiem niewiele, zaledwie pojedyncze słowa, ale wszystko w swoim czasie. Muszę się osłuchać i przede wszystkim przestawić na japoński sposób konstruowania zdań. Lotnisko w Paryżu nalicza sobie opłaty za połączenie z Internetem, więc pozostają mi seriale, gazety i książki.

Continue Reading

Uncategorized

Tokio 2009 – Prima Aprillis

30 marzec

Cały marzec przeleciał gdzieś nad moją głową. Świeci słońce, a parkową aleję, którą właśnie spacerujemy zabarwiły na różowo kwitnące kwiaty wiśni.

O cholera.
Lecę jutro do domu.

31 marzec, 5:45 a.m.

Tokio budzi się dla mnie po raz ostatni. Nigdy więcej zajadania smutku zbyt dużą ilością słodkiego gówna. Tym, co zafundowałam sobie wczoraj popołudniu można naprawdę rozerwać żołądek. 

10:16 a.m., Narita Airport
Jestem tak zmęczona, że nie potrafię się na niczym skupić. Po zakupach na Harajuku i w Kiddy Landzie poszłyśmy z roomie i Pau pożegnać Lexa. Pizza i sałatka, trochę potańczyłyśmy, zostawiłyśmy na parkiecie jak zwykle pijaną i wyczekującą przygodnego seksu Dashę i wróciłyśmy do domu. Zdrzemnęłam się może z godzinę. Zmęczenie odbiera mi nawet apetyt, a kupiłam sobie moje serowe chipsy, ostatniego rice ball’a i Oreo (nareszcie spróbuję tych słynnych ciasteczek!). Najlepsze w moim wcześniejszym powrocie jest to, że wiedzą o nim jedynie rodzice.

w samolocie
Jeszcze siedem godzin lotu. Ścierpłam cała, od stóp po samą szyję.
Utkwiłam w nieprzyjemnym pomiędzy – zmęczyło mnie Tokio, ale przeczuwam, że Częstochowa przygnębi. Próbuję przywołać jak najwięcej pozytywów związanych z powrotem, miejsc, do których tęsknię, ludzi nie widzianych od ponad miesiąca. 
coraz niżej
Czytając „Lalkę” zwróciłam na siebie uwagę stewarda, który okazał się Polakiem i dzięki jego uprzejmości popatrzyłam sobie przez okno na maleńką plamę Częstochowy. Boli mnie głowa. Zaczyna wychodzić zmęczenie i niewyspanie. Steward imieniem Bartek poinformował, że po tak długim locie ze zmianą czasową organizm potrzebuje 10 dni, by móc prawidłowo funkcjonować.
1 kwietnia, Częstochowa
w tramwaju
Wszystko jest takie znajome, polskie, zaczynające się od nowa, chociaż nie pozbawione starego porządku. Tłuste kobiety o śliwkowych włosach, pomazane flamastrem siedzenia w tramwaju, wieże katedry rozcinające niebo nad panoramą kamienic. Słońce.
Myślę cały czas o planowanej niespodziance – o wszystkich bliskich mi osobach, które spodziewają się mojego powrotu dopiero za tydzień. O mojej klasie, przede wszystkim o K. i czuję takie ściskanie w żołądku, taki stres, tak napinają mi się z nerwów mięśnie, jak przed żadnym pokazem, żadnym nowym wyjazdem, chyba nawet żadnym teatralnym występem.
Zadzwoniłam do S. – K. kończy o 15, więc o 15 będę czekać pod jego klasą.
10 kwietnia, Częstochowa
Park 3 maja
Powinnam wrócić dzisiaj. Dopiero dzisiaj rozpakować walizkę, zadzwonić do wszystkich przyjaciół, przeczytać list od Waniliowej, zasnąć we własnym łóżku obudzić się osiem godzin wcześniej i odetchnąć polskością. 
Dobrze jest tak, jak jest. W parku nasiąkniętym wiosną, z na nowo oswojonymi ludźmi, z lekcjami, na które już poszłam, z K., który rozpłakał się na mój widok. Ze słodyczami, które zdążyłam pochłonąć, z występem kółka teatralnego, nawet z grypą żołądkową, nawet z fizyką.
Uncategorized

Vogue Nippon (April 2009)

25 marzec,
godzina 4:47 rano
W dalszym ciągu nie dociera do mnie, że jadę na sesję zdjęciową dla Vogue’a. To przecież nie ja jestem typem modelki pracującej, modelki, którą chciałby mieć na swoich stronach (i to aż sześciu!) ekskluzywny magazyn. Ja nawet nie zrobiłam nic w Polsce. Skąd więc się wzięło to moje szalone szczęście, mój urodzinowy prezent, który niespodziewanie sprawiłam samej sobie? Vogue Nippon na osiemnaste urodziny. Sounds nice.
Długo zastanawiałam się, czy jest jakikolwiek sens w kładzeniu się do łóżka na tak krótko, ale ostatecznie padłam jak nieżywa i przez jakieś dwie godziny spałam snem kamiennym. Wstałam o 3:50, kawa i chipsy na śniadanie, chotto* niezdrowo, chotto not my style. 
10:58
Jadę do ostatniego miejsca zdjęć wpierniczając chipsy. Mam tak piękny makijaż, jak nigdy wcześniej, na żadnej innej sesji. Nawet zbytnio nie wymarzłam, gdyż drugą partię zdjęć robiliśmy w cieplutkim studio.
14:00
Piję piątą kawę. Muszę się obudzić, druga praca dopiero przede mną. Pochłonęłam tonę ciastek i czekoladek. Makijaż na dzisiejszym pokazie będzie chyba zaskakująco normalny, więc jeśli nie wycudują czegoś z włosami, mogę iść do Lexa** prosto po pracy. Ha! 

* chotto – po japońsku oznacza „troszkę, trochę”
** Lex, czyli mój ulubiony klub w Tokio 😉