Wyobrażacie sobie, że jedna z ważniejszych imprez w Waszym życiu ma odbyć się z dala od przyjaciół i najbliższej rodziny? W odległym kraju, wśród nowo poznanych ludzi. Jeden wielki znak zapytania. Kiedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że moje osiemnaste urodziny (czyli te, które w Polsce są zdecydowanie najhuczniej świętowane) spędzę w Japonii, marzyłam o zmianie terminu wylotu. Chciałam się rozchorować, nie zdążyć na samolot, cokolwiek. Na myśl o tym, że nie będę wyprawiać imprezy dla przyjaciół z klasy, że nie zdmuchnę świeczek przy rodzinnym stole chciało mi się płakać. Jak bardzo byłam naiwna sądząc, że osiemnastka z dala od domu będzie jednym ze smutniejszych dni w moim życiu!
Dziewczyny urządziły mi cudowną niespodziankę. Niczego się nie spodziewałam! Umówiłyśmy się w typowo amerykańskiej restauracji – steki, hamburgery i ogromne fryty. Było niezwykle miło i sympatycznie, jednak zupełnie nie czułam, że to mój „specjalny” dzień. W pewnym momencie obsługa baru ruszyła w naszym kierunku śpiewając „Happy Birthday” z wielkim lodowym deserem, tęczowymi czapeczkami dla wszystkich dziewczyn i srebrną koroną jubilatki dla mnie 😉 Moje wzruszenie sięgnęło zenitu, kiedy każda z moich cudownych koleżanek zaczęła śpiewać „Sto lat” w swoim ojczystym języku (a były pośród nas Rosjanki, Brazylijki, Argentynki, Ukrainki).
Zwariowana noc, podczas której zwiedziłyśmy kilka klubów, a w każdym na widok mojej urodzinowej korony włączano przez głośniki Happy Birthday, podawano nam darmowego szampana i przynoszono ozdobione świeczkami ciacho!
Przez kolejne kilka dni (może nawet tydzień…) świętowałyśmy moje osiemnaste urodziny – w końcu taka okazja wymaga naprawdę dobrej imprezy! A po co szybko kończyć to, co dobre? 😉
Jak wspominacie Waszą osiemnastkę?
Zdarzyło Wam się spędzać te wyjątkowe urodziny z dala od domu?